A. i M.
M.: Nagość jest czymś, z czym tak naprawdę jakoś ostatnio zacząłem bardziej się oswajać i doceniać.
Zauważyłem, że otoczenie ma duży wpływ na moje podejście do niej. Będąc dookoła bardzo konserwatywnych ludzi w jakimś stopniu to przejmuję, a jeśli jestem wśród ludzi bardzo akceptujących, to po prostu ją lubię. I jak chodzi o taki związek z nagością, to już parę lat temu zacząłem swój taki delikatnie naturystyczny projekt zdjęć w przyrodzie. Najczęściej przy jakichś zbiornikach wodnych albo w rzekach. I to jest coś, co mi sprawia dużo frajdy, jak ktoś robi zdjęcie mojej gołej dupy na tle łąki.
A.: Tak, byłam jedną z osób uwieczniających ten moment.
Pierwszy?
M.: Nie pierwszy, ostatni.
A.: Nie pierwszy?
M.: Nie, pierwszy to był ze dwa lata temu albo trzy.
A.: A tak, no to ostatni. Tak, tak. Pojechaliśmy do Turcji, wybraliśmy się w góry, tylko że to było w grudniu, więc było około 15 stopni. Znaleźliśmy wodospad z małym i M. musiał skorzystać z okazji i wskoczyć do tej wody, która była cholernie zimna. Ale zdjęcie wyszło fajne.
To czym jest nagość dla Ciebie, A.?
A.: Dla mnie nagość jest sztuką. To pierwsze, co mi przychodzi na myśl. Uważam, że w ogóle ciało jest piękne, wyjątkowe. Tak, jak zostało stworzone. Pięknie się wszystko układa, jest dla mnie takim odzwierciedleniem harmonii. I jak na przykład studiowałam historię sztuki, to zawsze właśnie to mnie najbardziej fascynowało, a jak zaczęłam swoją przygodę ze sztuką i z rysunkiem, to to był mój główny temat.
Od niedawna odważyłam się żeby sobą też w formie sztuki się dzielić ze światem. Czym jeszcze jest dla mnie nagość? Wolnością. Natomiast nie zawsze tak było. Dużą część swojego życia spędziłam we wstydzie. Wstydziłam się nagości, wstydziłam się swojego ciała. Bałam się cokolwiek pokazać, żeby nie było za dużo. Bałam się być oceniana. Byłam jedną z tych osób w dzieciństwie, która była gnębiona i szykanowana i też właśnie to powodowało wiele kompleksów, więc dopiero teraz tak naprawdę nagość jest dla mnie czystą przyjemnością.
Wydarzyło się coś, co było jakimś impulsem do zmiany?
A.: Myślę, że nie było to nic takiego gwałtownego. Raczej różne osoby w różnych miejscach i czasie, które spotkałam na swojej drodze i które mniej bądź bardziej mi w tym pomogły. Nawet nie bezpośrednio. Wystarczyło, że one miały takie podejście, powiedzmy, bardziej zdrowe, odczuwały mniej wstydu i pokazały mi, że można inaczej. Ale nie było chyba takiego gwałtownego momentu, w którym by się to wszystko zmieniło.

M.: Jeśli chodzi o mnie, to na pewno jak byłem młodszy, była duża blokada. To wynikało z faktu, że zawsze miałem problemy z cerą i szczególnie dużo się koncentrowało w późniejszym wieku na plecach. Właśnie nie na twarzy, ale wszędzie indziej. I to na pewno było dla mnie niekomfortowe. Sam nie uważałem, że jest to estetyczne i to jakoś blokowało mnie przed bardziej swobodnym poruszaniem się na plaży. To był taki pierwszy etap. Ale też jak już byłem trochę starszy, na początku studiów, zacząłem bardziej regularnie ćwiczyć. Z kolei wtedy też zaczynała się objawiać moja negatywna strona takiego trochę traumatycznego perfekcjonizmu, czyli że zawsze można zrobić coś jeszcze lepiej.
Wydaje mi się, że takim punktem przełomowym było poznawanie bardziej wartościowych i dojrzałych partnerek, które zaczynały mnie uświadamiać, że trochę chyba za dużo od siebie wymagam i że nie jest realistyczne, będąc w tej branży, w której jestem, żebym wyglądał jak modele z okładek z 6% tłuszczu, którzy spędzają na siłowni 7 godzin dziennie. To jest długi proces, szczególnie jeśli masz taką trochę traumę, która powoduje, że pojawia się opór. Ale jeśli masz ludzi, którzy cię wspierają, to zaczynasz bardziej im wierzyć. I choć u mnie już nie ma tego, co tę traumę powodowało, to opór nadal zostaje. Ale wydaje mi się, że to właśnie ludzie dookoła pozwalają mi widzieć siebie ich oczami i to jest dużo lepszy obraz, niż który ja sam dotąd miałem. Więc staram się go po prostu przyjmować.

Czyli rozumiem, że nie wynieśliście z tego z domu?
M.: O, na pewno nie.
A.: Nie. Mimo że moja mama nie jest i nie była nigdy jakoś specjalnie konserwatywna, raczej to ona była w ogóle pierwszą osobą w rodzinie, która zaczęła się wyłamywać z jakichkolwiek ram i stereotypów, to raczej ona w wychowaniu mnie i mojego rodzeństwa skupiała się na emocjach i na uczuciach, i na zaopiekowaniu bardziej tego, niż samej nagości. Więc to był neutralny temat w domu. Ani nie było to coś, wstydliwego, ani nie był to temat poruszany w sposób, że „nagość jest dobra i tak dalej, trzeba się akceptować”. To było po prostu coś całkowicie takiego neutralnego.
A co waszym zdaniem najbardziej determinuje u ludzi podejście do nagości?
A: Myślę, że największy wpływ ma na to kultura. Szczególnie w kraju, w którym żyjemy. I jak zostały wychowane poprzednie pokolenia, co było im przekazywane i w jaki sposób byli oswojeni z nagością, seksualnością i wszystkim, co z tym związane. Myślę, że mimo że nasze pokolenie już też zaczyna się z tego wyłamywać, to jednak jeszcze daleka droga. Myślę, że kultura bardzo wpływa na to, że to jest trudny temat i że tyle nam zajęło dojście do czucia się dobrze ze sobą i ze swoją nagością.

M.: Ja bym był trochę innego zdania. Według mnie, nigdy to, jak uważałem, że powinienem się prowadzić albo powinienem coś robić, nie było blokadą. Bardziej to wynikało z podejścia krytycznego do siebie, co z kolei wynika mocno tak naprawdę z dzieciństwa. Też z tego najprawdopodobniej wywodzi się mój styl bycia, który staram się ograniczyć teraz tylko do pracy - że jeśli coś nie będzie zrobione najlepiej, to nie ma po co. To są frazesy, których nasłuchałem się w dzieciństwie. Trochę się wypaliły w głowie i w jakimś stopniu to się później przenosi na to, jak postrzegasz samego siebie. Że jeśli to nie jest najlepsze co można mieć, to znaczy, że tak naprawdę nikt tego nie chce. W perspektywie pracy nikt nie chce za to płacić, a jeśli chodzi o ciebie, to nikt nie chce tego widzieć. Więc musisz zawsze coś jeszcze osiągnąć, żeby móc się czuć dobrze ze sobą. I to było zawsze główną blokadą.
Nigdy się nie bałem tego, że ktoś stwierdzi, „o, on robi coś, czego nie powinno się robić”, tylko że będę odrzucony, bo nie będę w stanie sprostać czyichś standardom. A jak chodzi o powód, czemu przestać, to tak już mam, że jest mi zawsze za gorąco, więc po prostu zacząłem paręnaście lat temu spać nago. A jak się robi bardzo gorąco, to jeśli mam dookoła siebie ludzi, którzy są akceptujący, to pomaga mi to przetrwać lato.
A.: Wydaje mi się, że otwarcie w wielu obszarach życia przekłada się na otwartość w nagości. I ja to u siebie też widzę, że im bardziej pracuję nad sobą, nad swoimi przekonaniami, traumami również, nad relacjami, to przekłada się to na moje poczucie komfortu ze swoją nagością.

Przypomniałam sobie jeden taki moment w moim życiu, w którym miałam ten przeskok do takiej komfortowej nagości i to był festiwal na Węgrzech. To był festiwal O.Z.O.R.A., gdzie większość ludzi chodziła właśnie albo topless, albo w ogóle full naga. I to było dla mnie niesamowite zderzenie z tym, że było tam tyle różnych kultur i narodowości i wszyscy byli tacy… Widać było, że czują się z tym komfortowo i podobało mi się to, że to był taki idealny balans pomiędzy… Nie wiem jak to nazwać… Spróbuję to może opisać tak, że... Normalne było to, że te ciała można było podziwiać, tych ludzi można było podziwiać, każdy podziwiał każdego, ale to było całkowicie bez kontekstu, poza samym podziwianiem i cieszeniem się tą nagością. Na przykład ja chodziłam topless, miałam tylko jakąś sukienkę czy jakieś szarawary i nie czułam się obserwowana w żaden negatywny sposób. Myślę, że to było dla mnie takim dużym przeskokiem. Poczułam, że można inaczej. To była taka kwintesencja wolności. Wszyscy się do siebie uśmiechali i cieszyli się wspólnie tą nagością. I to jeszcze w naturze, w muzyce.

Przypominacie sobie jeszcze jakieś inne wydarzenia ze swojego życia, kiedy mieliście pierwszy raz styczność albo z czyjąś nagością albo jakoś tak się wydarzyło, że dzieliliście swoją nagość z innymi nagimi ludźmi?
M.: Mieszkałem w Niemczech przez kilka lat i tam, szczególnie te starsze grupy wiekowe, to wszyscy praktycznie naturyści. Idziesz w Dreźnie nad jakieś jeziorko w centrum miasta i nagle masz tam 40 osób w przedziale wiekowym 45 do końca tak naprawdę, którzy tylko tak spędzają czas. Więc to też mi dało trochę do myślenia, że „okej, ale czemu w większości ci ludzie?” I to mnie popchnęło do myślenia, że to może taka chęć pokazywania się tylko z tej najlepszej strony i trochę despotyczna nawet chęć kontroli tego jak inni Cię będą postrzegać. I wtedy wychodzi trochę może piękno w byciu starym, że masz wyjebane. Po prostu będziesz tak, jak chcesz, bo tak ci jest wygodnie i nie obchodzi cię jak inni będą na to patrzeć albo co będą myśleć.
To było inspirujące. Nie chcę czekać aż będę miał 60 lat żeby dopiero wtedy zacząć. A druga sytuacja, to było właśnie pierwsze zdjęcie grupowe, które wtedy zrobiliśmy sobie w Hiszpanii z taką ekipą, z którą jeździliśmy razem w różne miejsca po Europie mieszkać i pracować. Byliśmy na ceremonii z ayahuasca, takiej weekendowej, i pomiędzy ceremoniami w ciągu dnia nic się nie działo. Poszliśmy sobie w góry, tam był taki strumień, nawet całkiem głęboki, a że bardzo dużo było fanów colddeepingu, to stwierdziliśmy, że wchodzimy. Jeden z nich wtedy się rozebrał. My tak patrzymy… no dobra, trzeba się dopasować, więc wszyscy poszli w tym temacie. Później zrobiliśmy sobie parę zdjęć, wiadomo, instagramowa cenzura i tak dalej, żeby przeszło wszystko, ale stwierdziłem, że to było bardzo wiążące doświadczenie, że nagle czuję się bliżej z tymi ludźmi, bo tak naprawdę nie było żadnych sztuczności.
To było właśnie bardzo O.K. - jesteśmy jacy jesteśmy, też bardzo w hippie nastroju, bo właśnie mieliśmy poprzedniego dnia tripa, a teraz będziemy siedzieć nago w strumieniu, który jest zimny jak 150. Więc to był taki moment, w którym stwierdziłem, że to też może być fajne narzędzie do bondingu z ludźmi, do poznawania ich z innej strony, ale też do czucia albo akceptacji, albo w sumie nawet takiej obojętności na to, jak ja będę wyglądał. I to było w sumie najlepsze. Akceptacja była fajna, ale właśnie najbardziej utrwalająca była po prostu obojętność. To, że mieliśmy przed chwilą na sobie gacie, a później nie, nic nie zmieniło. Po prostu, nie będą schły.

A Ty przypominasz sobie jeszcze jakieś swoje pierwsze styczności z nagością?
A.: Przychodzą mi na myśl moje pierwsze doświadczenia z pozowaniem, z aktami. To było, w okolicach 18, 19 lat, gdzie ta nagość była dla mnie piękna, artystyczna i chciałam ją jakoś uwieczniać. I dlatego bardzo mnie też ciągnęło do fotografii, do wyrażania siebie poprzez uwiecznianie swojego ciała. Gdzieś tam znalazłam fotografów i myślałam, że się będę stresować, ale się nie stresowałam w ogóle. Rozebranie się przed kimś było dla mnie całkowicie naturalne. Nie wiedziałam zupełnie dlaczego, ale po prostu było. Jakoś potrafiłam to oddzielić i traktowałam swoje ciało po prostu jako obiekt i sztukę, a nie coś seksualnego.
Już w tak wczesnym wieku?
A.: No tak. Poza tym też lubiłam sama sobie robić zdjęcia, więc jak miałam okazję, to stawiałam aparat gdzieś w naturze, rozbierałam się i robiłam sobie takie zdjęcia.

No to już chyba byłaś zaprzyjaźniona ze swoim ciałem i nagością. Też sypiałaś nago już w tamtym czasie?
A.: Nie, bo niestety jestem zmarźluchem. To jest ta jedna rzecz, która się totalnie ze mną kłóci. Walczę z tym i czasem próbuję zasypiać nago, ale niestety budzę się w nocy, bo jest mi zimno. Ale to akurat nie jest kwestia tego, że nie śpię nago, bo się na przykład wstydzę czy coś, tylko po prostu jest mi zimno.
M.: To jest osoba, która jak próbuje ją ogrzać, to ona potrafi zacząć się praktycznie pocić, wciąż mając lodowate nogi. Jak to się łączy? Ja nie wiem.
A.: Gdzieś tam się staram przyzwyczaić do tego spania nago. Także po prostu...
M.: Baby steps.
A.: Baby steps, dokładnie. Kładę koszulkę obok siebie w razie gdybym się obudziła w nocy i by mi było zimno albo śpię tylko w jakiejś krótkiej koszulce, czy coś. Także już jest progres.
Ale wróćmy jeszcze na chwilę do fotografii. Mówiłaś, że zaskakująco nie było dla Ciebie problemem rozebranie się przed czyimś obiektywem.
A.: Nie, problem nie był w tym, żeby się przed tym aparatem pokazać, problem był w tym, żeby pokazać efekt światu, czyli żeby na przykład te zdjęcia gdzieś opublikować. Dlatego też dopiero teraz dojrzałam do tego, żeby mieć w ogóle odwagę, żeby pokazywać swoją twórczość i swoje ciało i żeby gdzieś to puszczać w eter Internetu. Problem nie leżał w tym, że ja sama nie czułam się z tym komfortowo, natomiast gdzieś tam miałam obawy, że zostanie to źle odebrane przez osoby, które to zobaczą. Że będę oceniana, że będę uważana za, nie wiem, pewnie dużo przymiotników by można było tutaj wstawić w to miejsce - zniewieściała, jakaś nie po kolei, że… no wiadomo, co mogliby ludzie powiedzieć.
To było dla mnie problemem i to było dla mnie blokadą, że za bardzo się przejmowałam opinią innych. Bo co innego rozebrać się w jakimś naturalnym momencie, a co innego, kiedy to jest uwiecznione, puszczone w świat i zostaje tam na zawsze, i może trafić w niepowołane ręce. Tak naprawdę najwięcej czasu zajęło mi to, żeby nie przejmować się tym, co ktoś sobie o mnie pomyśli.
Od czasu do czasu zdarzały się jakieś sesje. Głównie robiłam autoportrety, tylko że albo one trafiały do szuflady albo do osób mi bliskich. Czyli na przykład do partnera czy do jakiejś innej artystycznej osoby, która by to doceniła. Ale pozostawało to w bardzo zamkniętym gronie. Więc tak naprawdę ja cały czas to robiłam, tylko nie dzieliłam się tym ze światem.

I co się zmieniło, że Ci się zmieniło?
A.: Próbuję sobie przypomnieć taki jakiś może jeden moment. Myślę, że dużą zmianą było zdanie sobie sprawy z tego, jak bardzo ważna jest dla mnie wolność, zarówno pod względem związku, jak i realizowania swoich marzeń, planów. Że gdzieś tam co jakiś czas przez te wszystkie lata przychodziła do mnie myśl, że chciałabym się tym dzielić ze światem i chciałabym pokazywać to, co robię, ale nie dość, że właśnie ja sama jeszcze miałam tę blokadę, tę taką niepewność wynikającą czy to z kompleksów czy jakichś nieprzerobionych traum, to wpływali na to też moi ówcześni partnerzy, którzy mówili „ja bym się nie czuł komfortowo z tym, żebyś pokazywała swoją nagość publicznie.” A potem trafiłam na M., który mówił: „super, to jest świetny pomysł, rób to, ja będę Cię w tym wspierać, może sam zacznę Ci robić zdjęcia.” To był dla mnie duży kop do tego, żeby faktycznie to zrobić. Był dla mnie taką iskierką.

Ale sama kwestia chęci zapozowania nie tylko samowyzwalaczowi wyszła od Ciebie.
A.: Tak.
I jak do tego doszło, jak to wspominasz?
A.: Dobrze to wspominam. Myślę, że tak naprawdę oswoiła mnie z tym sztuka, z którą byłam blisko od samego początku. W zasadzie odkąd byłam dzieckiem to rysowałam, potem się zaczęłam uczyć historii sztuki, obrazów, rzeźb i tak dalej. A ona była pełna nagości. Była w zasadzie jednym z głównych tematów i gdzieś stąd to się u mnie wzięło, ta fascynacja. I to, że skoro tam to było naturalne, to znaczy, że dla mnie też jest.
Tylko nośnik inny i teraz nikt wcale tego tak nie pojmuje.
A.: Tylko nośnik inny, tak. Aczkolwiek zdarzyło mi się też pozować do rysunków. Powstało parę rysunków takich aktowych i to było super doświadczenie widzieć to w tej formie.
I to możesz bez obaw publikować bez żadnej cenzury. Nie ma problemu. Nawet jak będzie fotorealistyczne, to wszystko spoko.
A.: Nawet nie wiem, czy gdzieś w ogóle mam jeszcze zachowane te prace. Jak je znajdę, to pokażę.
M.: W sumie znając Ciebie, to możesz to wrzucić jako aktualne i pewnie się zmieniłaś o 2% od kiedy miałaś 18 lat.
A.: Bardzo możliwe.
M.: Też ciekawe było, że tak naprawdę na pierwsze sesje byłem wykopany z domu. Tak naprawdę nie czułaś się nieswojo przed fotografem, ale nie wiem, w jakimś stopniu to było takie trochę nawet miłe albo też łechtające ego, że jesteś bardziej przejęta tym, jak przede mną będziesz wyglądać, niż przed obcą osobą, która będzie robić zdjęcia. Dopiero od niedawna mam pozwolenie, żeby nie pracować nagle tego dnia z innego miejsca, tylko mogę sobie być normalnie w domu.

A.: Tak. Ale to też dlatego, że w ogóle nie spodziewałam się, że tak to się szybko rozwinie i że będę współpracować z taką ilością osób, więc stwierdziłam, że po prostu chcę, żeby to było coś naszego, żeby to była część naszej codzienności, żeby to było naturalne, że przychodzi tu jakaś osoba i robi zajęcia, czy mi czy nam, bo tego też nie wykluczam, że żebyśmy mogli mieć też razem jakieś sesje. Zresztą będziemy mieli, nie?
No to jeszcze Ty opowiedz o swoich działaniach w fotografii.
M.: Nie ma żadnych praktycznie. Jak jestem gdzieś w odludnym miejscu, jest ładne, są ładne okoliczności przyrody to dam oddychać swoim pośladkom i jeśli ktoś jest w okolicy, kto może to uwiecznić, to jeszcze lepiej. Ale bardziej chwilowo idea była, żeby zawsze robić w tej samej pozie, w której wtedy się poczułem dobrze i mi się to podobało na zdjęciu. A. trochę zasugerowała, żeby wprowadzić inne, więc teraz jest trochę więcej różnorodności. A z twórczości? Ja jestem z branży kreatywnej inaczej, więc nie jestem bardzo artystyczną osobą, chociaż lubię czasami sobie porobić amatorsko zdjęcia. Na pewno ona mnie inspiruje, żeby uczyć się robić to lepiej, chociaż wybrałem sobie w pełni manualną soczewkę, więc czasami się irytuję, że muszę siedzieć i tam kręcić tym w kółko. Ale z czasem może coś z tego wyjdzie.
No dobrze. A skąd się u Was wzięło saunowanie?
A.: Lubię ciepło.

Ten argument dla mnie jest wystarczający.
M.: Ja lubię kontrast pomiędzy bardzo ciepłym, a później bardzo zimnym. Ten moment jest bardzo pobudzający. I zawsze wszyscy mówili o tym jak sauna relaksuje. Jak mieszkałem przez jakiś czas na Węgrzech i Budapeszt tak naprawdę w każdej dzielnicy ma gigantyczne łaźnie publiczne, to z moimi współlokatorami zrobiliśmy z tego tradycję. Co wtorek chyba czy środę po pracy jechaliśmy tam na 2 czy 3 godziny. I później to już nie był tylko relaks. To było rozpłynięcie. Trzeba było naprawdę uważać jak się idzie, żeby się nie ujęło coś pod tobą, bo nie było żadnego spięcia nigdzie. Z tego głównie sentyment został. Teraz nie znalazłem jeszcze takiego miejsca w Polsce, bo przeważnie to albo dadzą ci kostki lodu zlepione ze sobą gdzieś w jakimś wiadrze, albo jest chłodny prysznic.

Warszawa ma do zaoferowania niewiele pod tym kątem.
A.: To prawda.
No może jedynie Sante się wyłamało w pewnym momencie, ale później niestety wycofało z pomysłu beztekstylnych wieczorów. Nie wiem czy w ogóle na to trafiliście.
A.: Trafiłam, byłam na jednym parę lat temu. I to były jakieś takie późniejsze godziny właśnie. To było bardzo fajne, mi się podobało.
Ale to też pokazuje, że potrzebne są takie miejsca.
A.: Tak, tak, absolutnie.

Tak samo są plaże nad Wisłą.
A.: Tak, no ja Zawady znam od bardzo, bardzo dawna, więc znałam jeszcze tę plażę zanim w ogóle powstała pinezka na mapie Googla.
I już bywałaś? I się równo opalałaś?
A.: Nie, w tym roku jeszcze nie, ale zamierzam.
Ale nigdy wcześniej?
A.: Nie no, pierwszy raz tam byłam jak miałam 18 lat.
O to mi chodziło.
A.: Tak, to jest mi znane.

Ty też jakieś doświadczania z tego typu plażami miałeś?
M.: Z plażami... Tak, miałem. Pracowałem na helu przez parę lat. Ale akurat plaż to ja nigdy nie byłem fanem, bo piach wszędzie wchodzi, więc... O.K., to są ładne okoliczności, ale jak mam leżeć, to jednak wolę mieć coś, co ten piach trochę blokuje z wejścia dosłownie wszędzie.
Kamienista plaża dla Ciebie. Chorwacja.
M.: Teraz mieliśmy w zimę kamienistą właśnie w Turcji. Tylko sypią na sezon turystom piachu.

Myślicie, że coś się poprawia w kwestii podejścia do nagości w naszym otoczeniu czy raczej po prostu należymy już do bańki, która nam trochę zakrzywia ten obraz?
M.: Wiesz, jest dużo kategorii, gdzie ja widzę, że jest jakiś progres do bycia bardziej otwartym, do akceptowania bardziej, że nie ma jakiejś jednej konkretnej drogi, którą się powinno iść. Więc na pewno jeszcze daleko, żeby to było tak powszechnie i szeroko akceptowalne. Ale tak, jakiś progres według mnie jest.
A.: Zgadzam się z tym całkowicie.

Co was skłoniło do tego, żeby wziąć udział w Porankach?
A.: Myślę, że jest to piękna i bardzo ważna działalność, którą wykonujesz i chcę być tego częścią. Ostatnio rozmawiałam z jedną koleżanką, która opowiedziała, że do wieku dwudziestu paru lat bała się chodzić bez stanika, bo jakiś dzieciak coś powiedział, rzucił jakimś komentarzem i po prostu to tak w niej utkwiło, że nie była w stanie się przełamać. Zresztą ja tak samo. Myślę, że dopiero od zeszłego roku czuję się całkowicie komfortowo, żeby chodzić bez stanika, żeby wyjść na miasto. Długo mi to zajęło. Więc myślę, że to jest bardzo ważne, że nawet jeżeli to jest malutki kroczek ku temu żeby coś zmienić, żeby pokazać, że można inaczej… że jeżeli chociaż jedna osoba przeczyta artykuł czy zobaczy zdjęcia i pomyśli „kurczę, tak można, ja też tak chcę” i zacznie coś w sobie zmieniać, to jest to dla mnie sukces.
Zresztą takie samo założenie mają moje zdjęcia i to samo chcę pokazywać. Ja tak samo swoich zdjęć nie retuszuje, bo właśnie chcę pokazać, że tu fałdka, tu pieprzyk, tu rozstępy, tu coś tam, że to też jest naturalne i to też jest piękne. I dostaję od ludzi komentarze, wiadomości prywatne, w których mówią, że super, że to pokazuję, że to jest bardzo ważne, bo wiele kobiet ma bardzo mylne wyobrażenie tego, jak się powinno wyglądać. I uważają siebie przez to za nieatrakcyjne. Więc dlatego.

A Ty? Bo A. chciała? ;)
M.: Ja nie miałem o tym absolutnie żadnej wiedzy i żadnych oczekiwań. Półtora roku temu chyba usłyszałem od mojego kolegi, z którym właśnie jeździłem po Europie, że on powiedział sobie, że przez rok będzie zgadzał się na wszystko, co nie byłoby bardzo nielegalne, krzywdzące kogoś albo jego i stwierdziłem, że O.K., nie wiem, czy moja natura pozwoli mi aż tak hard core'owo w to pójść, ale że powinienem częściej mówić „Tak” dla rzeczy, które mogą być ciekawe albo mogą pokazywać mi coś nowego.
Nigdy nie udzielałem komuś takiego bardziej zorganizowanego wywiadu. Nigdy nie miałem sam swojej sesji zdjęciowej. Mało ludzi się interesuje sesjami zdjęciowymi mężczyzn. Znaczy raz miałem, ale to była taka bardzo PG-13 gdzieś tam przy Koperniku. Ale mi się to w miarę podobało. Czułem się z tym dziwnie, ale to dlatego, że nie jestem przyzwyczajony do uwagi. Więc też uznałem, że to będzie dobry sprawdzian tego, jak się czuję sam ze sobą. A po drugie, będę mógł powiedzieć, że coś zrobiłem, więc same bonusy. Ale że dla A. się to wydawało ciekawie, bo czytała bloga, to było to jeszcze bardziej motywujące. Ja chciałem przeczytać, ale powiedziała żebym tego nie robił, bo się będę sugerował, więc nie czytałem. Teraz może dopiero poczytam, jak już rozmawialiśmy.

I jak było?
A.: Cudownie. Wspaniała atmosfera, miło i kreatywnie spędzony czas.
M.: Coś nowego. W mojej głowie wydawało mi się, że będzie to duże wyjście z mojej strefy komfortu, ale podczas sesji czułem się bardzo naturalnie i komfortowo.