O.

Czym dla Ciebie jest nagość, jak się z nią czujesz, jaką masz relację ze swoim ciałem?

Myślałam o tym dzisiaj rano i pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy, to taka, że nagość jest jakimś takim stanem, który jest najbliższy duszy. Najbardziej naturalny, pozbawiony programowania społecznego czy kulturowego. Nawet teraz jak siedzimy - niby to jest drobna zmiana, bo po prostu zdjęliśmy z siebie ubrania, ale mam wrażenie, że już jestem bliżej siebie, również w interakcji. I jest mi łatwiej wysławiać się czy komunikować z tego miejsca, w którym wiem, że Jestem, a nie z miejsca jakiejś “pozy” czy “roli”, którą być może ubrania nakładają lub są jej atrybutem.



Relacja z ciałem… Czuję, że ten temat jest dla mnie totalną przygodą cały czas i podróżą, bo na przestrzeni swojego życia relację z ciałem miałam różną. Przez wiele lat nie lubiłam swojego ciała, miałam kompleksy, przez większość życia się odchudzałam albo katowałam się hardkorowymi treningami. I w sumie kilka ostatnich lat, no powiedzmy osiem ostatnich lat, to jest ten czas, kiedy naprawdę zaczynam się przyjaźnić ze swoim ciałem i doceniać je właśnie takim, jakim jest, zauważać to piękno, które w sobie ma i też jakości czy właściwości, które z niego wynikają. Czyli właśnie to, co mi daje moje ciało pod kątem możliwości ruchu, funkcjonowania, robienia rzeczy, uczenia się czy rozwijania. Ciało jest też dla mnie jakimś rodzajem pojazdu w tej podróży zwanej “życiem na ziemi” i stosunkowo niedawno się od siebie “odwaliłam” i przestałam się czepiać jakichś tam głupot, na które naprawdę już nie zwracam uwagi.



Mam wrażenie, że to też była kwestia czasu, żeby nauczyć się w ogóle patrzeć na swoje ciało z miłością i z czułością, zamiast z ciągłymi wymaganiami czy oczekiwaniami.

To był proces, wiadomo, więc wiele różnych sytuacji miało na to wpływ, ale pamiętam jeden taki dzień, kiedy czytałam książkę, “Poradnik pozytywnego egoizmu”, o ile dobrze pamiętam. Była tam propozycja ćwiczenia, żeby stanąć nago przed lustrem i powiedzieć sobie na głos, czy napisać na kartce, wszystkie rzeczy, które się w sobie lubi. I to było takie super… 



Ale było trudne, czy było łatwe zaskakująco? 


Jak przeczytałam opis tego ćwiczenia, to sobie pomyślałam, że to jest niemożliwe. “Ja tego nie zrobię, nie dam rady”. A jak już stanęłam przed tym lustrem i zaczęłam na siebie patrzeć, szukając tego, co w sobie lubię, to okazało się, że to jest tak proste, że to jest naprawdę tylko kwestia pozwolenia sobie na zmianę tej perspektywy i na spojrzenie na siebie czułym okiem. Bardzo to było też wzruszające dla mnie wtedy, że wow, naprawdę, tylko tyle potrzeba? Zmienić perspektywę i nagle z, nie wiem, “grubasa” mogę być po prostu swoją najlepszą przyjaciółką i patrzeć na swoje ciało z wdzięcznością i miłością? To było bardzo odmieniające perspektywę. Od tamtej pory nie nazwałam brzydko swojego ciała już ani razu. 



Brzmi super! 

Czy były jeszcze jakieś inne wydarzenia, które wpłynęły u Ciebie na zmianę w postrzeganiu nagości i doprowadziły do zaprzyjaźnienia się z nią? Czy wywodzisz się z takiego otoczenia, np. rodzinnego, w którym nie musiałaś się w ogóle zaprzyjaźniać z nagością, bo już od dawna nie stanowiła dla ciebie problemu? 


Tak sobie myślę, jak to wyglądało u mnie w domu, to jako dzieci to wiadomo, że często biegaliśmy na golasa – jak mieszkaliśmy z innymi rodzinami, to biegaliśmy na golasa po podwórkach i to było normalne. Do pewnego wieku. Zawsze jest jakiś taki przełomowy wiek, kiedy dziewczynki zaczynają już nosić staniki i nagle pojawia się jakiś rodzaj wstydu. Ale tak, w domu u mnie nie było jakiegoś nadmiernego zakrywania ciała. W sensie to nie było tak, że rodzice się zamykali w łazience czy coś. Pamiętam, że wchodziłam rodzicom do łazienki, jak czegoś potrzebowałam, a oni wchodzili do mojej. Wszystko w granicach prywatności, ale była na to przestrzeń.



Pamiętam, że też z rodzeństwem czasami kąpaliśmy się wspólnie czy coś. Wiadomo, głównie jako dzieci. Ale później jak zaczęliśmy dojrzewać czy rosnąć, jakoś naturalnie ten wstyd się zaczął pojawiać w temacie cielesności, a w związku z tym też seksualności - i zaczęliśmy się zakrywać. Nie był to temat odgórnie narzucony, w sensie, że “trzeba się zakrywać” czy coś, tylko mam wrażenie, że to naturalnie przyszło z tych społecznych uwarunkowań. Szkoła czy jakieś wyjazdy, tam raczej wymogiem odgórnym było ubieranie się. A po tych nastoletnich czasach i w dorosłości, to mam wrażenie, że to było już stopniowe “obieranie” się z tych warstw. Takie zauważanie, co jest moje, co jest społeczne, czego ja potrzebuję, a czego nie, jak mi jest dobrze, jak mi jest źle. Bardzo mi pomogły w tym oczywiście festiwale świadomościowe, gdzie po prostu są przestrzenie do tego, żeby w tej nagości z innymi ludźmi być, w bezpiecznej przestrzeni.

 


To chyba ważny punkt? Od dawna towarzyszą Ci festiwale? To właśnie na nich odkryłaś tę nową sferę cielesności?


Wydaje mi się, że tak, że to było jakoś w kontekście festiwali. Swoją drogą, festiwal, na którym się poznaliśmy i strefa nagości na nim, to była moja ulubiona przestrzeń. Uwielbiałam tam przesiadywać, bo naprawdę było mi tam bardzo swobodnie i bezpiecznie. A kiedy się zaczęły moje festiwale? W 2016 roku. W 2016 roku, ale tam chyba jeszcze nie było nagości. Ale tam zaczęłam już widzieć, że tak można. Zaczęli się pojawiać ludzie, którzy leżąc na plaży, leżeli po prostu zupełnie nago, spędzali ze sobą czas, rozmawiali. I to było zupełnie naturalne i normalne. 



I pamiętasz, czy było to dla Ciebie szokujące, albo wzbudziło jakieś inne emocje?


Wydaje mi się, że mógł temu towarzyszyć jakiś dyskomfort czy zawstydzenie na zasadzie “O kurczę, dlaczego oni tak robią?”, nie? Ale raczej było to podszyte ciekawością i takim, „Hmm, tak też można. Fajnie!”



To był Twój pierwszy kontakt z nagością obcych ludzi?


To nie był pierwszy kontakt z nagością czyjąś, ale to był pierwszy kontakt z taką nagością, powiedzmy, kolektywną, jakkolwiek to nie brzmi. Z taką nagością, która jest społecznie akceptowana i bezpieczna. Że to nie jest tylko i wyłącznie w kontekście seksualnym czy erotycznym, tylko w kontekście czysto społecznym - że, „hej, możemy też tak”. I jakoś tak na kolejnych festiwalach zaczęły się pojawiać strefy nagości czy po prostu jakoś przy zbiornikach wodnych czy rzekach, idąc gdzieś za moimi znajomymi, którzy po prostu to robili, rozbieraliśmy się, wskakiwaliśmy do wody i bardzo mi się to zaczęło podobać, też pod kątem kontaktu z naturą, w swoim jak najbardziej naturalnym stanie.



Mam takie dwa wspomnienia właśnie z tych przestrzeni nagich, festiwalowych, gdzie jednego razu po wyjściu z rzeki z grupą moich bliskich przyjaciół usiedliśmy sobie na trawie. Miałam gitarę ze sobą i schnąc nago w słońcu graliśmy i śpiewaliśmy wspólnie. Pamiętam, że bardzo to było wtedy dla mnie piękne. To było takie jakby po prostu dzielenie się sobą w najbardziej naturalnym stanie, z takiej czystej radości i jeszcze z tym słońcem i z tą rzeką… To było takie błogie... 



A drugie wspomnienie, to jak na jednym z festiwali był koncert jednego z artystów, którego bardzo lubię. Muzyka bardzo mnie zabierała do tańca. Pamiętam, że było tam super gorąco i poczułam taki impuls, że chciałabym zdjąć z siebie koszulkę i po prostu tańczyć topless. Ale miałam taki moment „Czy to wypada czy nie wypada? Kobietom nie wypada, nie? Mężczyźni mogą. A w sumie dlaczego?” I tak jakoś obudziła się wewnątrz mnie taka ciekawość i stwierdziłam, że dobra, co mi szkodzi? Zrzuciłam koszulkę i zaczęłam tańczyć. I to było takie wyzwalające, to było takie wspaniałe... Była ze mną też jedna przyjaciółka z festiwalowego plemienia i potem mówi „O, widziałam Cię wtedy w tym tańcu… Jakie to było dla mnie też wyzwalające obserwując Cię z boku!” 



To też było takie fajne, że to się gdzieś udzieliło później. No i to też jakoś czuję, że jest dla mnie temat, bo będąc w kontakcie ze swoim ciałem - a w sumie dużo pracuję z ciałem i pod kątem tańca i pod kątem świadomości ciała – to jest coś, co robię na co dzień zawodowo i czym się zajmuję prywatnie. Często pojawia mi się temat tego, dlaczego w tych kulturowych zasadach czy przekonaniach męska nagość, w sensie nagość męskiego torsu jest akceptowana, a kobiecego już nie. Dlaczego na bulwarach nad Wisłą, faceci chodzą bez koszulki, a jak kobieta pójdzie bez koszulki, to… prawdopodobnie nie pójdzie. Albo zostanie obrzucona masą komentarzy. 



Takim dużym wątkiem było dla mnie to, jak podróżowałam po południu Europy, właśnie Hiszpania, Portugalia, gdzie nagość kobiecego biustu jest bardziej znormalizowana. I tego było też cudownie doświadczyć, że mogę sobie być i chodzić w swoim ciele i nikogo to nie wzrusza. Że to nie jest akt afiszowania się seksualnością czy cokolwiek, tylko po prostu życie w ciele. Pamiętam, że od tamtej pory tak mi się zamarzyło, żeby może tak Polskę też wciągnąć w ten trend normalizowania nagości i ciała… Ale no, najwidoczniej jesteśmy na drodze do tego.



Czyli te doświadczenia na festiwalach były dla Ciebie przełomem? Był to też moment, kiedy sama tego spróbowałaś czy póki co tylko zaobserwowałaś, że tak też można?


Nie pamiętam takiego momentu przełomowego, raczej to był ciągły proces lub wynikało to z okoliczności. I wydaje mi się, że praktykowałam to częściej w kontekście wody. To był jakiś tam “pretekst” do tej nagości i później w pewnym sensie wydłużał się ten czas schnięcia na słońcu. Zapominałam ręcznika albo coś. I jakoś to zawsze były sytuacje, w których kontekst pozwalał na eksplorowanie tego i na bycie w tym. Więc nie kojarzę teraz pojedynczego przełomu. To bardziej był kontekst tych sytuacji, z którymi obyłam się bardziej przez ilość festiwali, na których byłam. I stopniowo bardziej i bardziej w nie wchodziłam. Z decyzji, zdecydowanie z decyzji, bo widziałam, że jest mi w tym dobrze i że chcę to poeksplorować. 

A kiedy to zaistniało w mojej codzienności? Też już jakiś kawałek czasu temu, ale zupełnie nie pamiętam takiego pojedynczego zdarzenia. 



Przed festiwalami czy po?


Po. Festiwale to już z 8 lat temu. I myślę, że kilka lat później to musiało się stać. To musiało być jakieś 4 lata temu plus minus, jak już mieszkałam tutaj, sama i przyszła mi taka myśl, że ”W sumie dlaczego nie? Jestem u siebie, mogę sobie na to pozwolić”. I zaczęłam to eksplorować bardziej w swojej codzienności, gdzie aktualnie jestem na takim etapie, że zupełnie nie przeszkadza mi wychodzenie nago na balkon i podlewanie kwiatków, nawet na tak ciasnym osiedlu. I jest mi w tym po prostu komfortowo. To też była jakaś tam droga i w ogóle, ale to była bardzo pozytywna droga, w sensie usiana jakąś taką ciekawością.



Na początku też taką formą ulgi było dla mnie ściąganie stanika po całym dniu pracy czy szkoły. Później przestałam je w ogóle nosić, więc kolejną warstwą było po prostu ściąganie ubrania, co też jakoś tak metaforycznie czy symbolicznie mi się wiąże z tym, że jest pozbywaniem się tych kolejnych warstw rzeczy, które nie są “moje”. Wydaje mi się, że też swoim własnym podejściem i moją relacją z ciałem, poprzez przykład, mogę ludzi do tego inspirować.



Na przykładzie jednego z wyjazdów, na którym teraz byłam, na Łotwie - mieliśmy tam dwa stawiki z wodą, gdzie ludzie chodzili w kostiumach kąpielowych się kąpać i rozmawiałam z nimi, że w sumie możemy też to robić nago, nie? I po prostu to robiłam. Gdzie później za tym przykładem - jako że mieliśmy też jeden wieczór saunowy i ludzie nie byli przyzwyczajeni do tego, że saunuje się nago, co bardzo mnie zaskoczyło - ale no zainspirowani tym, że jest ta przestrzeń na nagość, zrobiliśmy po prostu od tej do tej godziny strefę nagą i to też było super, bo jako że cały wyjazd był o relacjach i o komunikacji, to mam wrażenie, że to też była dodatkowa warstwa i płaszczyzna tego wyjazdu. I to było super.



No właśnie, bo też sama działasz z tym ciałem, tak? Jakie są twoje obserwacje, jak to wygląda na naszym polskim podwórku?


Nie będę się wypowiadać o całej Polsce, bo mimo wszystko mam kontakt z jakimś wycinkiem społeczności. Przy pracy w gabinecie jest to bardzo różnie. Większość osób, która do mnie trafia, nie ma problemów z nagością. Mam na myśli kobiety na przykład, że nie mają rzeczywiście problemu ze zdjęciem biustonosza przy konkretnych technikach czy badaniu, więc to z moich doświadczeń jest zupełnie O.K. Wiadomo też, że w niektórych sytuacjach terapeutycznych to nie jest pełna nagość, też ze względów prawnych po prostu. Też z takich ciekawych rzeczy, ostatnio udało mi się zainspirować rodziców do poeksplorowania sobie nagości i pojechali na plażę nudystów gdzie spędzili tam cały dzień. Byli tym zachwyceni.



Ale sami czy razem z Tobą? 


Nie, oni sami. Jakiś czas wcześniej rozmawiałam z moją mamą o nagości, o wstydzie, miałyśmy bardzo ciekawą konwersację na ten temat. 


No to super, że w ogóle możesz poruszać takie tematy w swojej rodzinie. 


To jest prawda. 



Bo to też nie jest standardem. 


Tak i to naprawdę na maksa doceniam - że jest przestrzeń do rozmowy. Znaczy zawsze była, tylko mam wrażenie, że jak byłam młodsza, to nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę, że do takiego stopnia możemy rozmawiać na naprawdę przeróżne tematy. A jak stanęliśmy jako dorosły z dorosłym, to zajebiste mamy rozmowy, naprawdę, momentami. Więc super było mi usłyszeć w jednej z tych rozmów, jak wrócili znad Wisły, oboje rozpromienieni, że „O, słuchaj, bo byliśmy nad Wisłą na plaży nudystów i siedzieliśmy ze sobą nago. I przepływali sobie kajakarze i to oni byli zawstydzeni, a nie my. I my sobie siedzieliśmy i to było zupełnie spoko”. 

Byłam tak z nich dumna na maksa, że też gdzieś tam swoje pierwsze kroki w tym kierunku robią i eksplorują. 



Super, że w ogóle są otwarci na takie duże kroki. Też pytanie, jaką oni mają relację ze swoimi ciałami. To jest bardzo głębokie i długie korzenie ma.


Nie chcę wchodzić jakby w szczegóły ich historii cielesnych, ale jest to naprawdę ogromny krok dla nich obojga. Każdy z nich ma swój bagaż cielesnych doświadczeń i tym bardziej jakby niesamowicie jest mi słyszeć, że poszli za tą iskierką inspiracji. 


A jak to się stało, że ich do tego zainspirowałaś? Opowiedziałaś im o swoich doświadczeniach z Hiszpanii?


Ja im opowiadam o tym, że biegam na golasa gdzie się tylko da :). Widzieli zresztą moje zdjęcia z wyjazdu do Hiszpanii, gdzie cały czas latam topless i jest mi cudownie. Tak że oni wiedzą i są tego świadomi. Z mamą zresztą byłyśmy we dwie na nagiej sesji kobiecej u Natalii, więc też to był taki pierwszy krok do otwarcia się na ten temat. A teraz, tym razem konkretnie, to było po festiwalu, na którym my się poznaliśmy. Rozmawialiśmy o tej strefie nagości, o tym, że mieliśmy tam ecstatic dance i wszyscy razem tańczyliśmy. Też jeden z tych dni spędziłam razem z przyjacielem, gdzie cały dzień byliśmy po prostu nago nad jeziorem. Szczególnie mój tata jak to usłyszał, to „Jak to? Byłaś z przyjacielem płci męskiej nago cały dzień nad jeziorem? Przecież tak się nie da”. Po czym sprostował, że on po prostu nie zna takich przykładów. Więc też fajne, że już się na tym łapie. No i jakoś te rozmowy ich bardzo poruszają.



Też mam jeszcze jednego przyjaciela, z którym jesteśmy blisko i często razem śpimy w jednym łóżku jak się odwiedzamy, ale też zupełnie nie ma między nami żadnej nici romantycznej czy seksualnej. Jest po prostu czysta, braterska miłość. I też mój tata nie mógł tego zrozumieć. Też z miejsca stereotypów czy przekonań, jak opowiadałam mojej przyjaciółce, że widzimy się w środę i będziemy rozmawiać o nagości i będziemy robić nagie zdjęcia. „Ale to będziesz tam sama?” No nie. Ja i fotograf. „Ale tylko ty i on? Sam na sam?” No tak. „Odważna jesteś.” Już mam takie „kurczę, z jakiego miejsca to wychodzi?” Że nagość między osobami przeciwnych płci jest równoważna z jakiegoś rodzaju zagrożeniem, z jakiegoś rodzaju napięciem, z jakiegoś rodzaju sytuacją, w której możesz zostać przekroczony czy przekroczona. Wydaje mi się, że to jest jedno z tych przekonań, z którymi najfajniej byłoby popracować, żeby to zmienić. Bo mam wrażenie, że to jest przepiękna przestrzeń i przepiękna płaszczyzna, pełna bezpieczeństwa, akceptacji i takiej prawdziwej, otwartej komunikacji. A ten odruch myślowy jest zupełnie przeciwny. Tak też czuję, że ważnym byłoby dla mnie to, żeby pozbyć się tego stereotypu, tego schematu myślowego, bo jest po prostu krzywdzący. 



Z tego komfortowego czucia się w swojej nagości, w swoim ciele wynika moc stanowienia o sobie i komunikowania, że w każdej chwili jak coś jest dla mnie nie O.K., to ci to powiem. Właśnie z tego miejsca, że jestem w kontakcie ze sobą i czuję się ze sobą O.K. 

Wydaje mi się, że niemożność stanięcia za sobą jest przyczyną tych lęków, które są z nagością powiązane. Plus, że właśnie to, co jest nakładane na dzieci, to jest jakiś rodzaj społecznej “chmury przekonań”, w którą się wchodzi, ale bezrefleksyjnie. Bo nikt nie pyta o to, czy chcesz się ubrać, czy nie, albo z jakiego powodu to robimy, z jakiego powodu na to się umawiamy jako ludzkość. Wydaje mi się, że dopiero ten mentalny, czyli świadomy proces w dorosłości, to jest to, co może mnie z powrotem do tego miejsca zaprowadzić. To też jest wybór, wiadomo. Też jakaś umowa społeczna, ale w przestrzeniach, gdzie to zależy ode mnie, to jest to po prostu wybór. 



Taka nagość z wyboru potrafi być też bezpieczeństwem, wspólnotą, stanem, który nas do siebie przybliża i poniekąd wyrównuje nas ze sobą też. I nagle właśnie nie czujesz żadnego zagrożenia. Czujesz się bezpiecznie i komfortowo.


W temacie bezpieczeństwa mam jeszcze takie piękne wspomnienie właśnie z festiwalu, na którym się poznaliśmy, jak któregoś dnia siedziałam sobie w tej strefie nagości i po prostu się zdrzemnęłam na trawie. Po prostu się położyłam, tak, jak byłam na trawie i zasnęłam. Dookoła byli ludzie, co chwilę ktoś przechodził i tak dalej, ale zupełnie mnie to nie ruszało, w sensie nie wzbudzało we mnie jakiegoś takiego napięcia czy potrzeby uważności na otoczenie, gotowości do reakcji. Czułam się bezpiecznie, mimo że byłam w tej nagości, czyli bezbronności w pewnym sensie, do tego stopnia, że byłam w stanie zasnąć. I to było dla mnie też przepiękne doświadczenie, że „Kurczę, jakie to jest błogie, jakie to jest ładujące, jakie to jest otulające, że mogę”. W pewnym sensie właśnie to, że decyduję się na bycie w nagości nie oznacza, że od razu eksponuję się na jakiś “atak”, że jakby pokazuję swoją bezbronność po to, żeby zostać “zauważona”, tylko po to, żeby sobie w tym pobyć i się w tym rozpłynąć. 

Pamiętam, że bardzo mnie to wtedy wzruszyło, że ta kolektywność tworzy pole i przestrzeń, gdzie to jest po prostu takie, jakie jest.



No, a nagość w naturze, to już w ogóle jest „next level”, ale taki, którego trzeba empirycznie doświadczyć. 

Ty na pewno ze swojego van life’u masz jakieś ciekawe historie, co?

 

Totalnie! Właśnie mam całą scenę już wyświetlającą mi się przed oczami jak  w Hiszpanii, na południowym wybrzeżu z moim ówczesnym towarzyszem podróży zatrzymaliśmy się na jakiś czas na parkingu przy pewnej plaży. Dosłownie tuż za plażą oficjalną/turystyczną, była przestrzeń, gdzie nikt tego nie regulował, więc chodziło się nago. I było to bardzo długie wybrzeże, gdzie dochodziło się do takich klifów, na których był las ze źródłami krystalicznie czystej wody… No rajsko tam było. I jako, że obydwoje bardzo lubimy chodzić nago wszędzie, gdzie się da, i czerpiemy dużo radości z tego, to stwierdziliśmy, że któregoś razu pójdziemy sobie na hike nago, tam do tego lasu. Więc tak jak staliśmy, to w sumie mieliśmy tylko plecaki założone, z prowiantem i wodą i jazda. I to było takie cudowne! To było takie po prostu fantastyczne! Spędziliśmy tak cały dzień. Po prostu spędziliśmy cały dzień łażąc po plaży, po klifach, po lesie. Nago.



Strasznie mnie śmieszyło, że mieliśmy te plecaki, nie? Taki cywilizowany gadżet, rekwizyt. I to było takie błogie. Cały czas w tym kontakcie z ziemią, z naturą. Oczywiście prażyło słońce, no chyba, że byliśmy w lesie, to było trochę cienia, ale też odczuwanie tej temperatury na ciele, tego wiatru, tego powietrza… W ogóle strasznie mocno tego dnia wiało, więc też cały piasek był podrywany przez wiatr i muskał naszą skórę. No to był jakiś kosmos. Naprawdę takie wspomnienie, które mi z tego przyszło, to takie skojarzenie “człowieka pierwotnego”, że właśnie tak się funkcjonowało. Po prostu nago w naturze. I bardzo mi tęskno za powtórzeniem takich doświadczeń, bo to było po prostu niesamowite. 



Trafiliście na jakichś ludzi po drodze na swoim hike’u? :D


Tak! I o dziwo również nagich! To było wspaniałe! To też było takie środowisko hipisowskie, więc część tych osób w ogóle mieszkała w tym lesie w jakichś hamakach czy jaskiniach. Dwie osoby spotkaliśmy tam po drodze. 


Wydaje mi się, że nagość to taka bardzo ciekawa sfera, w której można odkryć codzienne rzeczy na nowo. O tym między innymi jest właśnie ten projekt. Np. te rutyny codzienne, jak sprzątanie czy odkurzanie, które też można przecież robić nago.


Całkiem praktyczne rozwiązanie, nie? 



Ale poczynając nawet od spania nago, gdzie też coraz więcej ludzi to robi, ale też wiele tego nigdy nie próbowało. A jest wręcz udowodnione naukowo, że jest to zdrowsze. Albo zwykłe leżenie na kanapie pod kocem. Zupełnie inaczej czuć ten koc na nagiej skórze całej powierzchni ciała. A co dopiero naga kąpiel w morzu? W ogóle nie ma powrotu od tego niemalże. 


O, to kolejna rzecz, która mi się przypomina, to wspinaczka na skałkach nago. To też było mega. Z ludźmi, z którymi mieszkałam w jednej społeczności w Portugalii, pojechaliśmy razem na plażę z takimi jakimś jaskiniami, klifami, nie wiadomo co. I tam były skałki i poszliśmy z kumplem się na nie wspinać nago. To też było ciekawe, bo jednak we wspinaniu jesteś w bardzo różnych, dziwnych pozycjach i to było jednocześnie też takie mega pierwotne. 



Co Twoim zdaniem determinuje w ogóle u ludzi w społeczeństwie podejście do nagości?


Myślę, że bardzo dużą kwestią są uwarunkowania rodzinne i to, jak w domu podchodzi się do ciała w ogóle i do nagości. Myślę, że duży wpływ ma też najbliższe środowisko, typu szkoła czy grono znajomych, przyjaciół. To, czy w ogóle temat ciała jest tematem poruszanym. Bo ostatecznie wydaje mi się, że to wszystko wynika z relacji z ciałem, ze swojej własnej relacji z ciałem. A jako, że społecznie to ciało jest trochę demonizowane czy związane z tą sferą profanum, to całościowo ten obraz się kształtuje tak, że o tym się “nie rozmawia”, tego się “nie robi”, tak się “nie powinno”. No plus kwestia prawa, tak że np. to jest nielegalne prowadzić samochód nago na przykład w Polsce.



Więc z najbardziej bazowych rzeczy, to wydaje mi się, że to jest kwestia własnej relacji z ciałem. Żeby być w stanie być przy kimś w nagości, potrzebuje sama się dobrze w swojej nagości czuć, nie? Nie jestem pewna, czy wiele osób tak ma. 


Przypomniało mi się jeszcze jedno wspomnienie związane z nagością, bardzo ciekawe. Jak w zeszłym roku, też na jednym z festiwali, gdzie pojechał ze mną mój brat, przy rzece rozbieraliśmy się, wskakiwaliśmy do wody itd. 



I w relacji z bratem nie miałaś problemu też? Ani On z Tobą? 


Nie. Właśnie wtedy wyszło, że nie mamy z tym problemu. Do tego stopnia, że też mieliśmy taką rozmowę, że w ogóle to jest wzruszające, że mamy taką przestrzeń, gdzie możemy razem być i rozmawiać o tym. I że mamy taką swobodę i komfort bycia. I pamiętam, że się wtedy przytuliliśmy z takiej radości, że jakie to jest niesamowite, że możemy to dzielić. Pamiętam, że to przytulenie było dla mnie takie niezwykłe, bo jakieś tam konteksty różne społeczne mogły powiedzieć bardzo wiele różnych rzeczy na ten temat. A dla mnie to było takie czyste, takie bardzo rdzenne, bardzo naturalne. I z tego miejsca to miało jeszcze większy przekaz, jeszcze większy ładunek i wartość dla mnie. To był taki piękny i ważny moment i w naszej relacji i też dla mnie osobiście. Niesamowite to było. 



Zauważ, jak to jest dziwne, przewrotne, że częściej łatwiej ludziom tę barierę cielesności przełamać w stosunku do obcych ludzi, na przykład w saunie albo gdzieś na festiwalu czy w innych okolicznościach, niż być nagim przy swoim bracie, siostrze, mamie, czy tacie, jak już się jest dorosłym człowiekiem.


Tak… Na pierwszą myśl przychodzi mi to, że może na to wpływać fakt, że z obcymi ludźmi czujemy się bardziej “anonimowi”, więc mniej obawiamy się ich oceny czy krzywych spojrzeń - szczególnie w saunie, gdzie jest ciemno… ale tu też pewnie dużą rolę odgrywają osobiste czynniki i historie. 



Co Cię skłoniło do wzięcia udziału w Porankach?


Po pierwsze Twoja inicjatywa festiwalowa. Ciekawy temat, który czułam, że jest mi bliski. Nagość w ogóle, rozpowszechnianie jej jako czegoś normalnego, naturalnego jest bardzo bliskie mojemu sercu, ale jeszcze nie miałam przestrzeni ani energii, żeby coś z tym zrobić więcej, więc czuję, że to jest super okazja do tego. Nie mówiąc o tej niezliczonej ilości inspiracji, które już podczas rozmowy od Ciebie dostałam do dalszej eksploracji! Jakoś czuję, że to też jest taki kolejny etap mojej własnej przygody z moim ciałem. Nie miałam wcześniej doświadczeń przed obiektywem w pełnej nagości sam na sam z drugą osobą i myślę, że to jest też jakiś taki duży aspekt, który mnie zaciekawił. Plus właśnie mam takie dwojakie myślenie, że z jednej strony strasznie mnie jara mówienie o nagości, o relacji z ciałem, jakieś rozpowszechnianie tego, normalizowanie, a z drugiej mam jakiś rodzaj niepokoju z tyłu głowy, że „co jeśli mój pracodawca to zobaczy albo ludzie, którzy znają mnie właśnie z gabinetu, na przykład moi pacjenci?” 


Z drugiej strony jak tak złapie się na tych lękach, to się zastanawiam „No i zobaczy i co?” To jestem ja, to jest to, co mnie ciekawi, co mnie jara i co jest moją wartością w świecie, to niech zobaczy, nie? Może zaczniemy ciekawą konwersację :) . Więc czuję, że jest to też jakiś taki... taka wędka, taka zaczepka dla mnie samej, żeby mniej się jeszcze ukrywać z tym, co jest naprawdę moje. Może dać sobie większą przestrzeń i odwagę do stawania w swojej prawdzie, jakkolwiek górnolotnie by to nie brzmiało.



I jak było?


Niespodziewanie swobodnie i naturalnie. Praktycznie nie czułam, że jestem fotografowana i czułam się bardzo dobrze w swoim ciele. Jednocześnie to doświadczenie miało dla mnie pewien wymiar wyjątkowości - że takie okruszki mojej codzienności są chwytane, zauważane i pokazywane dodatkowym parom oczu - nie wiem czy ktokolwiek wcześniej widział mnie w takim wydaniu i jest to dla mnie poruszające. Jednocześnie dostałam niezwykłą sposobność zobaczenia siebie w pełnej okazałości “zewnętrznym okiem”. Zazwyczaj patrzę na siebie z perspektywy lustra, z wysokości moich oczu, osadzonych w głowie i okazało się, że widzę moje ciało inaczej, kiedy widzę je z perspektywy obiektywu, często z różnych kątów i pozycji. Odbieram to jako kolejny krok w mojej relacji z ciałem i ze sobą. Może nawet trochę jako odważny krok. I jestem z niego zadowolona.