A. i K.

 

Czym dla Was jest nagość? Jak ją postrzegacie?

K.: Nagość jest mną. Czuję się tak samo sobą, jak jestem w ubraniach i bez nich. Często nie ma to dla mnie różnicy, choć od jakiegoś czasu bardzo swobodnie czuję się ze swoją nagością. Jest mi przyjemnie, naturalnie i zwyczajnie. Używam nagości do bycia wolnym, też w sposób seksualny, no bo można. Przestałem zwracać uwagę na nagość jako coś nadzwyczajnego. Po prostu stała się elementem codzienności. Czy wybieram nagość czy jej brak, zależy od dosyć losowych rzeczy, głównie kwestii komfortu.

A.: To ja mam trochę podobnie, a trochę inaczej. Ale jak sobie myślę, czym dla mnie jest nagość, to jest to przede wszystkim swoboda. Nie wiem, czy to się nazywa dużą wrażliwością sensoryczną, ale od dziecka mam tak, że dużo materiałów mnie swędzi albo drapie i to mnie bardzo irytuje. I ta nagość – to, że mogę być nago i mnie nic nie ciśnie, nie drapie - to jest bardzo wygodne, więc w zasadzie, jak jest lato, to chodzimy nago po domu na luzie i w ogóle się tym nie przejmujemy. Stanika nie noszę od 2 lat chyba, a po mieszkaniu chodzę często w spódnicy bez majtek, bo po co komu bielizna? Trzeba tylko o nich pamiętać przy wychodzeniu z domu. Tak że nagość jest dla mnie głównie swobodą.


I zawsze tak było?

K.: Podejście do nagości dość mocno ewoluowało u mnie w trakcie życia. Od momentu bycia dzieckiem, gdzie rozróżnienie nagości i jej braku nie istnieje. Pamiętam jakieś wspólne prysznice z rodzicami, jak byłem mały. Później jakoś to znika w naturalny sposób. Przez okres dorastania nagość za bardzo nie istniała. Nie zwracałem na nią uwagi po prostu. Żyłem w świecie ubranych ludzi. Jak się jest młodym, to w zasadzie wszystko, co ciało reprezentuje, jest krępujące. Trzeba się nauczyć, co jest czym, co jest gdzie. Potem pamiętam kilka takich doświadczeń jak wspólne prysznice gdzieś na siłowni ze znajomymi – to było tak przyjemnie spokojne, zwłaszcza że to było zwykle ze starszymi osobami, które miały w nosie to, co się dzieje. To było po prostu mycie się.


Pamiętasz, jak się przy tym czułeś?

K.: Byłem skrępowany. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Nie bywałem za często nagi.

A.: Pamiętam bardzo dużo wstydu z dzieciństwa. Z jednej strony faktycznie do pewnego czasu, to się w ogóle nikt nie przejmował tą nagością. Ja się do jakiegoś 10 roku życia kąpałam z siostrą w wannie i nie było problemu.

K.: Czy nad jeziorem bez strojów jako dziecko. Kiedyś ludzie chyba tak na to krzywo nie patrzyli jak dzisiaj.

A.: Też mnie się tak wydaje. Ale dziewczynki chyba częściej miały stroje zakładane. Zresztą to było też w jakimś stopniu fajne. Teraz wiem, że to seksualizacja dziewczynek od dziecka, żeby zakładać strój, mimo że nie masz zupełnie piersi. Ale wtedy takie "bikini" to było coś!


To było chyba nawet ważne.

A.: Tak! Jak u dorosłej kobiety! Jak masz taki strój fajny, elegancki. Ja pamiętam, że te stroje to była spoko rzecz. To mi nie przeszkadzało.

K.: Pamiętam, jak byłem młodszy (te kilkanaście lat) i byłem na jakichś basenach czy jeziorach, to ta nagość innych osób w „otoczeniach wodnych” była bardzo krępująca. Strasznie mi to nie pasowało. Niezależnie czy to były osoby dorosłe czy dzieci.


A czy to nie wynikało z tego, że w domu po prostu nie było nagości? Bo zwykle z tego nieobycia z nagością to skrępowanie się bierze.

A.: Może tak być. Ja pamiętam, że jak my byłyśmy małe, to mama się np. przy nas nie krępowała i wchodziła tuż po nas do wanny i gdzieś tam się mijałyśmy w łazience nago i nie było z tym problemu. Pamiętam nagą mamę. I to było w wieku jakichś 5-7 lat. Potem nie było tej nagości. Ale nie było też jakiegoś dramatycznego cielesnego wstydu. Mam tylko wrażenie, że u dorosłych wokół mnie było sporo takiej ogólnej niepewności siebie i ja trochę tym przesiąkłam. Pamiętam, że za czasów nastoletnich, jak to moje ciało zaczęło się zmieniać, to miałam mega kompleksy, że moje uda są o wiele szersze niż łydki, że nos za duży, a piersi są za małe itd. Wspominając z dzisiejszej perspektywy, wiem, że to moje nastoletnie ciało było śliczne, chudziutkie i bardzo w kanonie piękna. Pamiętam, jak w liceum pojechałam na obóz do Bułgarii i tam kilka lat starsza ode mnie opiekunka powiedziała, że ja to mam wspaniałą figurę. Miałam wtedy z 16 lat. Byłam zakompleksiona pod wieloma względami, ale jak zacytowałam to moim koleżankom, to te, które miały większe piersi, musiały natychmiast zaznaczyć: „Ale Ty masz za małe piersi, a faceci lubią tylko duże”.

K.: Nikt tak Cię nie wesprze jak znajomi…

A.: Taaaak… Te koleżanki wręcz pogłębiały te kompleksy. Jak się jest dorastającą dziewczyną, to łatwo znaleźć u siebie wady, zwłaszcza w świecie pełnym retuszu w medialnych przekazach. Pamiętam więc, że byłam bardzo zakompleksiona i w zasadzie dopiero pomogło mi jak zaczęłam randkować i moi partnerzy zwracali uwagę, że „przecież z Twoim ciałem jest wszystko ok, to jest bardzo ładne ciało!”. Dopiero ten pozytywny feedback zaczął mnie upewniać. Chociaż też z drugiej strony mam wrażenie, że wiele starszych ode mnie kobiet nie ma swobody ze swoim ciałem, a ja mam 30 lat i już jakiś czas temu sobie z tymi kompleksami poradziłam, więc nie jest najgorzej.


Nie było zatem jeszcze po drodze jakiegoś specjalnego wydarzenia, które zmieniło Twoje podejście? Dopiero randki?

A.: Myślę, że nie. Długo wcześniej byłam zakompleksiona pod wieloma względami i też ogólnie moje umiejętności społeczne były gorsze i pewność siebie mniejsza niż teraz, więc ostatecznie jak zaczęłam odkrywać siebie, spotykać się na randki, odcinać się od toksycznych przekazów z popkultury i z domu, to dopiero wtedy się to zaczęło zmieniać.


A jak było u Ciebie K.?

K.: Etap dziecięcy to trochę było, trochę nie było tej nagości. Bardzo długo za czasów nastoletnich nie zwracałem na to za bardzo uwagi, bo po prostu nie było kontekstu. Nie było to jakoś specjalnie ukrywane, kamuflowane, po prostu nie pojawiało się czy to w rozmowach czy sytuacjach. W pewnym momencie miałem bardzo silne kompleksy ze względu na problemy z cerą. Leczyłem się inwazyjnymi lekami, więc było ciężko i nie czułem się ze sobą swobodnie. Unikałem rozbierania się. Potem były pierwsze randki, pierwszy związek, gdzie ta nagość się zaczęła pojawiać i jakoś w miarę przyzwoicie to wychodziło, nie było u mnie problemów z tą nagością. Ale też nie była ważnym tematem. Po prostu pojawiała się w kontekście seksualnym. W kontekście mojego poczucia nagości duży wpływ miał drugi związek, mój najdłuższy, w którym bardzo różnie to przebiegało. Moja była partnerka pochodziła z domu naturystów. Nie lubiła swoich rodziców nago. Przeszkadzało jej to, ale też bardzo była z tym oswojona. Jej rodzice też mieli znajomych, z którymi spędzali nago czas, jeździli do Chorwacji, w takie miejsca plażowe, więc była do tego przyzwyczajona. Też nie czuła się super komfortowo ze swoim ciałem, ale ta nagość w kontekście codziennym pojawiała się w bardzo naturalnym kontekście i to było przyjemne i też przez to u mnie się ta kwestia mocno unaturalniła. Pamiętam, że na wakacjach trafialiśmy na plaże rozbierane. Raz nawet założyliśmy taką, będąc w Grecji. Poszliśmy sobie za cypelek, nikogo nie było, więc stwierdziliśmy, że się rozbieramy, po czym zaczęli przychodzić ludzie i widząc nas też się rozbierali, bo pewnie stwierdzili, że tam tak trzeba. Z tym, że pod koniec relacji zepsuło się dużo rzeczy. Zacząłem wprost dostawać bardzo negatywne sygnały na temat mojego ciała, przez co zacząłem się bardziej krępować. Problemy z cerą nie dawały za wygraną. Finalnie pomogła mi zmiana diety. Wychodząc z tamtego związku bardzo źle się czułem ze swoim ciałem. Wstydziłem się rozbierać, bałem się reakcji. I tak jak mówiła A., to wejście w tryb randkowania i ten pozytywny feedback ludzi, którzy cię lubią, a ciała są ciałami, nikt nie jest idealny, pomogły mi przestać się bać tego oceniania przez ludzi. Po jakimś czasie zacząłem się coraz pewniej czuć ze sobą i bardziej się akceptować nawet, jeśli coś nie jest do końca tak, jak bym chciał.

Jak się zaczynaliśmy spotykać z A., to też rozmawialiśmy o nagości w kontekście wychodzenia bardziej z domu w miejsca, gdzie tych ubrań nie ma. Z początku byłem bardzo sceptyczny, bo jeszcze siedziały za mną echa tych głosów, że „nie, nieładna cera, nie jest ciałko takie fajnie wyrobione”, mam też drobną awersję do sportu, więc to ciało nie jest zawsze takie, jak ludzie lubią oglądać. Z tym, że jeszcze miałem drugi etap przeskoku – to był moment, kiedy zacząłem sobie robić tatuaże. I wtedy wszedłem w taki tryb, że ja chcę się rozbierać, bo jestem tak z nich zadowolony, że chcę się tym dzielić z innymi. I w tej chwili się już bardzo swobodnie czuję i lubię być rozebrany przy kimś.


A jak z nagością w miejscach publicznych, takich jak baseny, sauny czy plaże?

A.: Myślę, że jest z tym różnie. Faktycznie znam ludzi, którzy by powiedzieli, że „nie, ja to się nie rozbiorę na basenie, będę się kąpać w slipach czy stroju kąpielowym”. Albo tak jak byliśmy z K. na festiwalu, gdzie była też sauna, która miała prysznice na zewnątrz – takie po prostu otwarte zupełnie bez żadnych zasłonek. Ludzie się tam przychodzili kąpać, bo do głównych pryszniców na polu namiotowym była za duża kolejka. I dziewczyny przychodziły w strojach kąpielowych, a my przychodziliśmy tylko w ręczniku i się normalnie rozbieraliśmy. I tak ich widząc, sobie myśleliśmy „Czemu?”.

K.: Jak się idę umyć, to wszystko, a nie wszystko poza miejscem, gdzie się pocę.

A.: No właśnie!

A.: Ja wspominam, że moi koledzy w liceum brali prysznice po WF-ie, bo ćwiczyli bardzo intensywnie i wiem, że przynajmniej część z nich się myła, a tam pod prysznicami nie było zasłonek. Dziewczyny się raczej nie myły.

K.: My w liceum nie mieliśmy prysznicy, więc po prostu śmierdzieliśmy jak normalne nastolatki potem na lekcjach.

A.: Pamiętam, że jak się przebierałam na WF-ie, to z jednej strony nie było to jakoś strasznie stresujące, ale to też chyba dlatego, że nosiłyśmy staniki i raczej się ich nie zdejmowało. Teraz czasem sama jestem zaskoczona, jak idę do lekarza i lekarz raczej zakłada, że ja mam stanik, więc trochę się jednak zakrywam, bo podejrzewam, że nie jest przygotowany na to, że mu pokażę całe piersi od razu. Czasem jest konsternacja. Czasem sobie tak myślę, że może jednak powinnam mieć ten stanik na te okoliczności.


A pamiętasz jakąś pierwszą sytuację, w której przyszło Ci swoją nagość dzielić z cudzą w jakichś okolicznościach?

A.: Wydaje mi się, że nie krępowałam się jakoś za bardzo. Jak z rodzicami chodziliśmy na jakiś basen, to potem się myliśmy w takich prysznicach bez zasłonek i może to było trochę krępujące. To była chyba taka myśl, że może ktoś mnie będzie podglądał, a ja nie za bardzo byłam oswojona z tą swoją nagością, ale też z drugiej strony kto i dlaczego miałby mnie podglądać i dlaczego miałabym się wstydzić?

K.: Ja to tak zdecydowanie pamiętam jak miałem z 16-17 lat, kiedy zacząłem więcej jeździć na wyjazdy rowerowe. Byli to trochę znajomi, a trochę obcy ludzie, a były to wyjazdy, na których przez tydzień jeździmy rowerem, śpimy w różnych miejscach, często budżetowych, gdzie czasem te prysznice były bardzo surowe – ściana z gołą rurą i słuchawkami i zimną wodą. I pamiętam, że pierwszej nocy po tym rajdzie jak wszyscy wpadli pod te prysznice, to wtedy jeszcze byłem trochę skrępowany i przestraszony. A było tak, że jak już poszedłem się umyć, to było bardzo normalnie. Nagle wyszło na to, że to nie było nic specjalnego. Bardzo zwyczajne doświadczenie.

A.: Ja też tak pamiętam. Takie sytuacje z rodzicami. Na co dzień nie było może tej nagości, ale jak była, to nie była robiona z niej wielka sprawa.

K.: W trakcie tego wyjazdu takie sytuacje jeszcze się powtarzały i im dalej, tym coraz bardziej przestałem mieć z tym problem. Byli tam dorośli ludzie, dla mnie wtedy starzy pod kątem dojrzałości ciała i tego, że ten moment ich świetności już przeminął, którzy mają to w nosie, którzy wychowywali się w czasach, kiedy z tej nagości chyba nie robiło się takiego problemu. Zaczęło się robić bardzo normalnie. I to były te momenty, kiedy zacząłem się oswajać. Kultura wspólnego mycia. Nikt nie chce się nie czuć niekomfortowo, więc nie zwraca się na innych za bardzo uwagi.


Co Waszym zdaniem ma największy wpływ na to, jak postrzegamy nagość?

K.: Mi się wydaje, że pornografia. Mało się tym mówi, a jednak ludzie mocno są na te treści nastawieni. Moim zdaniem dla wielu ludzi jest to pierwsze zetknięcie z nagością. I tam jest zazwyczaj jeden, bardzo konkretny typ ciał i męskich i damskich, które są promowane i wyglądają jak strasznie dużo roboty. 

A.: A to ciekawe, bo ja akurat nie pomyślałam o pornografii. Mnie się wydaje, że jest dużo składników -  trochę to, jakie mamy przekazy rodzinne, trochę kultura, popkultura, to, w jaki sposób się nagość pokazuje. Faktycznie genitalia to jest coś, co widzimy praktycznie tylko w kontekście pornografii, ale tak naprawdę bardzo dużo reszty ciała, zwłaszcza kobiecego, widzimy w jakichś przekazach medialnych. W reklamach męskie klaty też, gigantyczne reklamy bielizny, perfum i to jest normalne, że tam jest dużo nagości i bardzo wyśrubowane standardy. I nie pokazuje się niestety normalnie nagiego ciała, a tylko w ten seksualizowany, przedmiotowy sposób.


Co Was denerwuje w społecznym przekazie?

A.: Mnie strasznie wkurza mówienie, że ciałopozytywność to promocja otyłości, że to niezdrowe. Ale pokazywanie tylko chudych ciał, jedzących fast foody i pijących colę to absolutnie nie jest promocja otyłości… Tak samo wszystkie social-mediowe reklamy alkoholu itp. Trucie się – spoko. Ale ciało, które jest grubsze niż modelki – o nieeee! Ja się w ogóle zawodowo zajmuję seksualnością i studiuję seksuologię i dla mnie jest też po prostu absurdalne to, że jakiekolwiek zbliżenie, sugerujące seks w filmach jest z miejsca uznawane za wyższą kategorię wiekową, pocałunek nawet, a jednocześnie przemocy jest w filmach coraz więcej i ona jest spoko. 13-latki oglądające przemoc – w porządku, ale oglądające całowanie się albo nie daj Boże sutek – nie można! Sutek od lat 18. 

K.: To, czego bardzo ja nie lubię w prezentowaniu nagości, to przyzwolenie w szerokim dyskursie na pokazywanie tylko ładnych nagich ciał, jednocześnie zawstydzając osoby, które to robią. Bo nie wolno. Ludzie chcą to oglądać, a jadą po tych osobach.

A.: Nawet kiedy ja się sama przyzwyczaiłam do tej nagości i poczułam z nią swobodnie, to bardzo długo musiałam myśleć nad pierwszą nagą sesją, a wiedziałam, że oznacza ona zezwolenie na użycie mojego wizerunku i publikację zdjęć gdzieś w Internecie. I nawet jeśli moi rodzice tego nie zobaczą, to to gdzieś tam sobie będzie. I wiadomo, że to miały być artystyczne zdjęcia, a i tak wciąż miałam na początku wątpliwości i musiałam to długo przemyśleć. I K. tak samo.

K.: Oj, bardzo. W pewnym momencie po prostu doszedłem do wniosku, że jeżeli miałbym mieć pracę, w której coś takiego może mi zaszkodzić, to ja w sumie nie chcę takiej pracy. 

A.: Ja mam podobnie. Z tą nagością myślę sobie, że to jest spójne ze mną i tym co robię. Pokazując swoje nagie zdjęcia, przekazuję te same wartości, które chcę przekazywać edukacją i może w przyszłości będę przekazywać, terapeutyzując ludzi.


A pamiętasz jakieś odczucia z pierwszej sesji?

A.: To nie był problem absolutnie. Raczej miałam obawy wcześniej i trochę też dlatego, że ten fotograf robił zdjęcia takim ładnym dziewczynom. Myślałam, że ja może nie jestem aż taka ładna… 

K.: xD

A.: Ostatecznie okazało się, że to było świetne doświadczenie, ten fotograf się okazał super profesjonalny, czułam się z nim bardzo komfortowo. Miałam z nim najpierw sesję w mieszkaniu, później w lesie, później z K. mieliśmy razem sesję.

K.: Z mojej perspektywy, to pierwsza naga sesja, w której uczestniczyłem, nie była publiczna. Przyjaciółka zrobiła ją tylko dla nas, więc był inny kontekst, bo wiedziałem, że mam całkowitą kontrolę nad tym, kto zobaczy te zdjęcia i zajęło mi trochę czasu zanim dałem zgodę na to, by mogła je też upubliczniać i to był też moment, kiedy stwierdziłem, że czuję się komfortowo z tym, żeby to istniało w świecie i to jest trochę jak z tatuażem – jak jest jeden, to mogą być kolejne.


Wydaje Wam się, że robimy jakieś postępy jako społeczeństwo?

K.: Tak. Kilkanaście lat temu w ogóle się o niczym nie mówiło.

A.: No, myślę, że wtedy był słaby moment – weszła taka mocna amerykanizacja kultury i to, że nie można chodzić bez stanika. Mycie się pod prysznicem z ludźmi na basenie chyba też było wcześniej normalniejsze.

K.: Uwsteczniło się społeczeństwo pod tym względem. Nagość stała się produktem.

A.: Tak, ciało stało się bardzo uprzedmiotowione, seksualizowane, krępujące i tylko z tym już się kojarzyło. Wydaje mi się, że teraz jakby od nowa budujemy fundamenty. A przynajmniej ja przez te ostatnie parę lat popularyzacji idei ciałopozytywności totalnie widzę zmiany u siebie w głowie. Jak patrzę na nienormatywne zdjęcia, np. osób grubszych czy z niepełnosprawnościami, to one mnie już tak bardzo nie dziwią, nie zaskakują czy nie obrzydzają, a wcześniej różne rzeczy się zdarzały.

K.: I to mówienie w kółko, gdy ktoś spoza kanonu jest rozebrany, takie ciche obrzydzanie chyba znika.

A.: Tak! Wydaje mi się, że jak się zobaczy się już z 500 zdjęć grubszych ludzi nago i po prostu się z tym oswoi, że tak wygląda ciało i nie musi być super jędrne i chude, to człowiek się przyzwyczaja do tego, bo to jest faktycznie normalne.

K.: Kultura nie uczy nas samoakceptacji, tylko akceptacji przez pryzmat innych, dlatego dopiero na późniejszym etapie to osiągamy.


Nie lubię używać tego słowa, ale zauważyłem, że jest od jakiegoś czasu większe „przyzwolenie” na różne ciała kobiece, co jest jak najbardziej pozytywne i fajne…

A.: Tak, ale u mężczyzn jeszcze tego nie ma.

No właśnie. Co Ty sądzisz o tym, biorąc oczywiście pod uwagę to, że oczywiście większy problem jest po stronie kobiet, bo faceci mają zwyczajnie częściej po prostu na to wyrąbane?

K.: Nie jesteśmy nauczeni tego, że ludzie mają nas oglądać i że mamy się podobać, więc łatwiej nam to mieć w dupie.


No tak, ale nie zobaczysz w reklamie Gillette kolesia, który odbiega od kanonu. Czy ta męska kwestia nie jest trochę bagatelizowana?

K.: Pod względem ogólnej presji, to czuję jednak trochę, że nie da się tego porównać do sytuacji kobiet pod tym względem, że kontekst kulturowy jest zupełnie inny. Kanon jest ustalony, ale nie ma powszechnego oczekiwania, że mężczyźni będą się do niego dostosowywali. Na kobiety zdecydowanie nakłada się więcej presji. To, na co również zwracam uwagę, to wizualny odbiór mężczyzn przez kobiety i w drugą stronę. Jednak dużo częściej widzę po mężczyznach, że ich preferencje seksualne bazują na typie urody kobiet z kanonu, a jak rozmawiam z dziewczynami, to ta kwestia jest o wiele bardziej różnorodna. Tak że każdy typ ciała znajdzie osobę, której się wprost podoba. Czy ktoś jest bardziej misio czy szczuplaczek czy umięśniony typ czy ktoś jest wysoki czy komuś nie przeszkadza, że ktoś jest niski.


No z tym aspektem, to akurat uważaj ;)

K.: A tu właśnie chciałem dodać, że widzę, że to z czym mężczyźni najbardziej mają u siebie problem, to jest wzrost. Nie zrobisz z tym nic nawet jakbyś chciał i to jest zawstydzane i przez mężczyzn, i przez kobiety. To jest ciężkie i problematyczne, i to jest obszar, gdzie trzeba pracować. Jeśli chodzi o muskulaturę i tego typu rzeczy, to na to mamy trochę większy wpływ, ale tak jak widzę po innych osobach, to właśnie jest ten problem ze wzrostem. Społeczeństwo jest do tego nieprzyzwyczajone i to jest nie do przeskoczenia. A w innych kwestiach, to mam tak, że nie jest idealnie, fajniej by było, jakby było luźniej, spokojniej, bez napin, ale też nie uważam, by ta presja była aż tak silna i problematyczna. Kwestia wyglądu jest dużo bardziej drugorzędna u mężczyzn niż u kobiet. W sensie u nas dużo częściej da się przymknąć oko na estetyczne aspekty, jeśli ktoś jest fajną osobą, niż to ma miejsce u kobiet.

A.: Zgodziłabym się. U kobiet jest taki nacisk. Ciało kobiece jest znacznie bardziej seksualizowane i wydaje mi się, że z tego wynika obecny opór kobiet. W ogóle mamy bardziej wyraźną feministyczną walkę w ostatnich latach. Feminizm też się niestety skapitalizował. Ale są pozytywy, że kobiety walczą o tę reprezentację grubszych kobiet, chudszych kobiet, wszystkich kobiet, osób z niepełnosprawnościami, a u mężczyzn może faktycznie nie było wcześniej aż takiej opresji. Chociaż też np. znam mężczyzn, którzy dla mnie byli idealnym typem męskiego ciała, mnie się wydawali mega atrakcyjni, a oni mieli kompleksy. Żałowali, że nie mają więcej muskulatury, bo by się wtedy podobali większej liczbie dziewczyn, bo właśnie o to przecież chodzi w życiu…

K.: Ja przez to szerokie spektrum randkowania doszedłem do tego, że jest dużo osób, którym się podobam, nie będę się wszystkim podobać i łatwo jest znaleźć kogoś, u kogo to zainteresowanie ciałem jest odwzajemnione. Preferencje osób, które interesują się mężczyznami są dużo bardziej różnorodne.

A.: Myślę, że przez to, że kobiety czują w życiu tę presję, że muszą się malować, chodzić w tych niewygodnych stanikach, ubierać w odchudzające rajstopy, to teraz próbują odzyskiwać to swoje ciało i bardziej się pokazywać czy eksperymentować z takimi projektami jak sesje zdjęciowe, w których pokażą się nago i zobaczą siebie, i swoje ciało w nowy, ciekawy sposób w oku fotografa. A mężczyźni nie mieli takiego nacisku, więc nie mają motywu, żeby to odpierać.


Czy wydaje Wam się, że oswojenie się z nagością może mieć na nas jakiś pozytywny, terapeutyczny wpływ?

K.: Niekrępowanie się cudzej nagości – to był dla mnie spory przeskok. Nie przyszło to samo, potrzebowałem ekspozycji na różne ciała. Ale jest to bardzo wyzwalające. Fajnie jest nie czuć się skrępowanym w sytuacjach, które są naturalne. Tworzenie z tego jakiegoś tabu – to jest nienaturalne i zaskakujące jest to, że trzeba się tego w sobie wyzbywać.

A.: Ja właśnie nie mam za bardzo doświadczeń z nagością dużej liczby ludzi, ale chyba mnie nie przejmuje, kiedy idziemy na saunę czy gdzieś. O.K., ludzie są nadzy i tyle. Traktuję to jako normalne. Myślę, że bardzo mi pomogło to śledzenie ciałopozytywnych profili, naoglądanie się różnych ciał, przez to, że ta ciałopozytywna bańka rośnie i ludzie, zwłaszcza kobiety, pokazują różne ciała w Internecie.


Dlaczego zdecydowaliście się wziąć udział w tym projekcie?

K.: Lubię mieć takie zdjęcia. Jak patrzę na nasze byłe sesje z A., to jest mi bardzo miło, można sobie wracać do tych fajnych momentów, wiem, że to będzie pamiątka na przyszłość z naszej relacji ze sobą i z naszymi ciałami. To jest coś, czym lubię się dzielić. Fajnie jest, że jest to przestrzeń, która ma szansę jeszcze komuś pomóc się oswoić ze swoją nagością czy cudzą. Dobrze jest zdejmować z ludzi presję na niepotrzebne rzeczy.

A.: Ja mam podobnie. Mnie się po pierwsze bardzo podoba estetyka zdjęć. Przy pierwszej sesji bardziej myślałam głównie, że fajnie mieć pamiątkę, móc za jakiś czas sobie przypomnieć, jak moje ciało wyglądało. Teraz już mam dużo pamiątek. My mamy chyba wspólnie swobodę w takich rzeczach. Pozować może jakoś specjalnie nie umiemy, ale jak sobie robimy jakieś rzeczy obok i  ktoś nam przy okazji robi zdjęcia, to to bardzo naturalnie wychodzi. I to przesłanie też mi się bardzo podoba. Ja bym chciała, żeby wszyscy ludzie byli tacy swobodni i nie musieli się wstydzić. Ja bardzo długo na początku dorosłości walczyłam ze swoim wstydem w różnych aspektach życia. Bardzo bym chciała, by ludzie mogli przestać się wstydzić tych wszystkich rzeczy, których nie muszą się wstydzić.

K.: A zacząć się wstydzić tych, których powinni.


I jak było?

A.: Bardzo przyjemnie, zupełnie na luzie. W sumie podczas sesji spędziliśmy zwyczajny poranek w łóżku i przy innych codziennych sprawach. Było bardzo swobodnie. Gdyby nie dźwięki migawki, w ogóle można by nie zwrócić uwagi, że jesteśmy fotografowani. A K. udało się nawet trochę pomajsterkować z Twoją pomocą! Miałam wrażenie, że moglibyśmy spędzić cały dzień podglądani i bym nam to w ogóle nie przeszkadzało.

K.: Nie mam nic do dodania - świetnie się bawiłem!