Z. i M.

Czym jest dla Was nagość i jak ją postrzegacie?

Z.: Dla mnie nagość jest wolnością i daje mi poczucie wyzwolenia. Gdy jestem nago,  czuję się szczera ze sobą. Odrzucam maski.

M.: Ja się z tym zgadzam, tylko dodałbym jeszcze do tego poczucie bezpieczeństwa. A dokładniej to, że bycie z ludźmi w takiej przestrzeni, w której mogę się rozebrać, daje mi poczucie, że to jest bezpieczna przestrzeń.

Czy tak było dla Was zawsze czy zostało w jakiś sposób nabyte?

Z.: Obydwoje moich rodziców można chyba było kiedyś nazwać hipisami, więc pamiętam, że u mnie w domu też była ta nagość. Mogłam wejść do mamy do łazienki, pogadać nago, co z tego co wiem, często stanowi tabu w polskich domach. Natomiast później, kiedy w okresie dojrzewania zaczynają się kompleksy, wstyd itd., to ta swoboda u mnie ustała. Taki moment przełomowy, to był chyba wtedy, kiedy zaczęłam być z M. i tak naprawdę pierwszy raz w życiu poczułam się bezpiecznie. Dzięki kochanie. Pojechaliśmy na wakacje do Chorwacji na   na cyplu wyspy Cres. No i było tak, że wjechaliśmy na ten kemping i okazało się, że pierwsza część, czyli ta trochę brzydsza, jest dla tak zwanych tekstylniaków (uwielbiamy teraz używać tego określenia), a potem jest szlaban i patrzący, wręcz wołający nas rajski cypel i niebieska woda. To już była część dla naturystów. Mając już gdzieś tam w duchu tę ideę wolności, podróżujemy w końcu starą westfalią, było jasne, że się rozbierzemy. Ale jednak dla mnie to było pierwsze takie doświadczenie. No może poza jakimiś plażami nudystycznymi i opalaniem się topless, ale umówmy się, w młodym wieku jest to bardziej przekraczanie swoich granic aniżeli dążenie za wyższą ideą. 

M.: To był taki impuls, który wtedy poczuliśmy. We wcześniejszych relacjach nigdy nie miałem takiej swobody, ale też potrzeby tej nagości. Gdy tam byliśmy to dopiero sobie przypomniałem, że kiedyś w dzieciństwie jeździłem z rodzicami do Bułgarii, gdzie wszyscy nad morzem siedzieli nago. Już jako dziecko miałem taki moment, gdy poczułem się głupio, że jako jedyny siedzę w kąpielówkach, więc jak w końcu odważyłem się je zdjąć, poczułem się bardziej wtopiony w otoczenie. Z tego co pamiętam u mnie w domu też rodzice nie mieli problemu z nagością. Też zdarzało im się przejść po domu nago. Wydaje mi się, że w ten sposób człowiek nasiąka poczuciem, że to jest całkowicie normalne.

Czyli wygląda na to, że dobrze na siebie trafiliście :)

M.: Tak właśnie miało być i dlatego wydarzyło zupełnie naturalnie.

Z.: Tak. Żadne z nas nie musiało drugiego przekonywać, bo obydwoje mieliśmy po prostu poczucie, że to jest TYLKO CIAŁO, a my jesteśmy wolni. Mimo to wiem, że z nikim innym bym tego nie zrobiła z taką łatwością. Spotkaliśmy się w jakimś już momencie życia, a mimo to wcześniej nie mieliśmy wielu podobnych doświadczeń. Mam takie poczucie, że gdybym była na tym kempingu ze znajomymi, to nie przekroczyłabym tej granicy. A przez to, że M. jest po prostu moim bezpieczeństwem, to przy nim czuję, że mogę wszystko, a nagość to tylko jeden z elementów. To jest taka nasza wspólna rzecz, którą bardzo kocham.

Czyli już teraz jak się wybieracie na jakieś wakacje, to szukacie naturystycznych opcji?

Z.: Zawsze!

M.: Na to wychodzi.

A ograniczacie sobie tę swobodę i komfort nagości tylko do wakacyjnych wyjazdów?

Z.: Jak jesteśmy sami w domu, to poranki zwykle spędzamy nago.

Nazwalibyście się zatem naturystami czy jest to głównie forma wypoczynku, którą preferujecie?

Z.: Tak, jestem dumną naturystką.

M.: Ja też.

Z.: Jestem z tego dumna, lubię o tym mówić i zawsze mam nadzieję, że kogoś w końcu zachęcę.

Opowiadacie znajomym o swoich gołych podróżach? Jakie są reakcje?

M.: Ja mam wrażenie, że jak ktoś nie wie czym jest nudyzm, to pierwsze pytanie dotyczy zwykle tego, jak zachowują się na takim kempingu ludzie, kiedy są nadzy. Zawsze mówimy wtedy, że nie ma tam w ogóle aspektu seksualności. Zdejmując ubranie przestajesz traktować kogoś jako obiekt pożądania. Staje się to tak naturalne, że wręcz przestaje się tę nagość zauważać. Zazwyczaj właśnie to budzi największą wątpliwość u ludzi, którzy nigdy naturyzmu nie spróbowali.

Z.: Ja też tak naprawdę dopóki pierwszy raz nie byłam na tym kempingu, to też bym tak myślała. Tego trzeba doświadczyć. Zobaczyć te Ewy z Adamami za ręce. Coś pięknego.

A podejmujecie jakąś „misję” normalizowania kwestii nagości i doświadczyliście może w tym jakichś sukcesów?

Z.: Tą misją dla mnie jest przekazanie jak bardzo jest to terapeutyczne dla mnie jako kobiety, że w momencie kiedy się rozbieram, znikają moje kompleksy. Poważnie, gdy jestem na takim kempingu, to ładuję baterie samoakceptacji i po powrocie bardziej lubię swoje ciało. Do miłości jeszcze daleko, ale nie od razu Kraków zbudowano. Gdy kompleksy wracają, staram się przypomnieć sobie uczucia jakie towarzyszyły mi tam, nago, i zyskuję więcej luzu. I bardzo bym chciała, by to dobrze wybrzmiało, żeby inne kobiety tego spróbowały.

Z.: I tutaj muszę wspomnieć o naszych najlepszych przyjaciołach golasach. Gdy pierwszy raz trafiliśmy na ten naturystyczny camping, to byliśmy właśnie z nimi umówieni, że do nas dołączą. Właściwie to postawiliśmy ich przed faktem dokonanym. Najpierw opowiedzieliśmy o rajskim miejscu, żeby w ostatnim momencie dodać o nagim szkopule. A oni bez wahania poczuli klimat, przyjechali i pokochali to w sekundę. A teraz są tymi dzikusami z nami kiedy tylko mogą. Zaraz jedziemy w trasę i na pewno będziemy za nimi tęsknić. 

M.: Racja, jak przyjechali, to nie było żadnej wątpliwości, że to też ich miejsce  i następne wakacje też spędzaliśmy na wspólnym poszukiwaniu miejsc nudystycznych. Więc w tym przypadku to weszło, ale jest też wielu znajomych, przyjaciół, którzy wiedzą, że jesteśmy naturystami i mówimy o tym otwarcie, ale większość patrzy na to jako pewien rodzaj ekstrawagancji. Ale w ogóle mnie to nie zraża. Też lubię o tym mówić.

Co Waszym zdaniem najmocniej determinuje u ludzi podejście do nagości i cielesności?

Z.: Pierwsze co mi się nasuwa, to kwestia opatrzenia się z nagością w dzieciństwie. Czyli jeśli od dziecka widzę, że moja mama nie ma problemu z tym, żeby przy mnie wziąć prysznic, to koduję w swojej małej główce, że to jest w porządku.

M.: Zgadzam się.

Z.: I jeszcze wychowanie w idei tego, że możesz być kim chcesz. Mój tata zawsze mi powtarzał, że mogę żyć pod mostem, byle bym była szczęśliwa. I ja mam takie poczucie, że mogę sobie chodzić nago, jeśli mi to sprawia przyjemność.

Myślicie, że zmienia się na lepsze czy gorsze?

Z.: Ciężko powiedzieć. Myślę, że po pandemii zmienia się na lepsze. Ludzie zaczęli wybierać bardziej ekologiczny i wolniejszy tryb życia. Myślą szerzej, mniej skupiając się na pracy czy mało istotnych aspektach, a bardziej na tym, czego tak naprawdę pragną. Myślę, że na tej fali może się też zmienić stosunek do ciała i nagości. Może pewnego dnia ludzie poczują, że krawaty i garsonki są krępujące.

M.: Z. jest idealistką. Może ja jestem bardziej pragmatyczny, bo wydaje mi się, że to jest bardzo indywidualne. Nie widzę w tym ruchu, który spowoduje, że nagle wszyscy będą chodzić nago. Wszystko zależy po prostu od potrzeb. Nam to daje poczucie wolności, spokoju i się w tym odnajdujemy. Ale też akceptuję to, że ludzie się obstawiają trzema parawanami i nie chcą, by ktoś na nich patrzył. Nie ma potrzeby na siłę nikogo zmieniać. My staramy się żyć tak, by być szczęśliwi i to nam daje to szczęście. Ale nie wydaje mi się, że to jest dla każdego. Jeśli ktoś się w tym odnajdzie, to super, a jak nie, to też w porządku.

Z.: A może któregoś dnia #morsowałem zamieni się w #jestemnaturystą?

M.: Tak jak mówiłem, Z. jest idealistką, ale to właśnie bardzo w niej kocham. Absolutnie nie zamierzam jej z tego idealizmu obdzierać i powinna się tego trzymać. A nuż się tak wydarzy.

Czy myślicie, że nagość może działać terapeutycznie?

Z.: Na maksa. Jak większość kobiet - mam kompleksy. Ale jest coś takiego, czego trzeba doświadczyć – pójść na taki kemping i poczuć, że większe kompleksy się ma w ubraniu niż bez, pośród innych nieidealnych ludzi. Bo wszystko rodzi się gdy zaczynamy się porównywać do innych.

M.: Otwarcie się na nagość i spróbowanie takiego życia pozbawia wielu lęków. I na pewno nie tylko nas.

Jako zatem zdeklarowani naturyści, z jakim podejściem wychowujecie swoje dzieci?

M.: Podeszliśmy do tego bardzo naturalnie. One też miały wybór. Będąc na gołej plaży czy kempingu zaakceptowały to, że my i inni ludzie są nago, ale też wiedziały, że jeśli czują się w jakikolwiek sposób z tym niezręcznie, to mogą chodzić w ubraniu. Tak jak już wcześniej opowiadałem o tym, że na wakacjach w Bułgarii z moimi rodzicami to ja się czułem wśród golasów nieco inny i zrzucając z siebie ubranie stałem się naturalniejszy. Tak jak i ja, one same dojrzewają do tego czy chcą się rozebrać czy nie. Pełna dowolność, akceptacja i naturalne podejście.

Z.: Trzeba pamiętać, że każdy jest inny. Ja wiem, że jestem idealistką i chciałabym, żeby każdy latał nago, ale każdy człowiek, a w szczególności mały, może mieć inaczej. I właśnie tak do tego podchodzimy i dajemy im wybór. Dzięki temu jak będą dorośli, będą mieć dwa spojrzenia – konserwatywne i bardziej polskie, oraz to niekonwencjonalne, nasze. I mogą sobie wybrać, wiedząc, że oba są O.K.

Dlaczego zdecydowaliście się wziąć udział w projekcie? Poza Twoją misją Zosia.

Z.: To też nie jest tak, że mi zależy na tym, żeby wszyscy byli nago. Lubię wyjątkowość tego, że nie znam nikogo w moim wieku, kto robi to samo. Biorę udział w tym projekcie po pierwsze dlatego, że uważam, że jest ładny, po drugie dlatego, że strasznie lubię robić nowe rzeczy, a po trzecie dlatego, że chciałabym tym projektem przekroczyć granicę Instagrama i otwarcie powiedzieć światu, że naturyzm jest przecudowny. Każdy jest goły. Każdy się urodził i umrze goły.

M.: A dla mnie jest to po prostu bardzo naturalne. Przyznam, że uznałem, że udział w tym projekcie to też będzie bardzo fajne doświadczenie dla nas jako pary.

Z.: A gdy kiedyś już będziemy starzy i pomarszczeni to będziemy mieć wspaniałą pamiątkę. Zobaczymy jacy byliśmy młodzi, piękni i nie traciliśmy lat na dążenie do perfekcji.

I jak było?

Z.: Po prostu bardzo miło. 

M.: I naturalnie.