A. i M.

Czym dla Was jest nagość?

M.: Uważam, że nagość to naturalność, swoboda, pokazanie siebie w takiej formie... z jednej strony bardzo podstawowej, pierwotnej, ale i takiej, w której stosunkowo niewiele ludzi nas zazwyczaj widzi. Chyba, że jesteś taką Emily Ratajkowski i już wszyscy cię widzieli nago. Ale jak jesteś takim zwykłym szaraczkiem, to jest to raczej stan, w którym niewiele ludzi na świecie cię zobaczy, więc jest to coś bardzo intymnego. Nagość jest dla mnie też takim stanem zresetowania. Czasem mamy ciężki dzień, jesteśmy po pracy, mamy sporo za sobą i rozebranie się z tego wszystkiego, pójście pod prysznic, przejście w stan nagości jest transferem do ustawień fabrycznych, takim naładowaniem energii. 

A.: Ja się powtórzę z tą naturalnością. Dla mnie nagość w dużej mierze łączy się też z akceptacją samego siebie. Jest to bardzo intymne, bardzo twoje, jesteś po prostu ty i nic więcej, nic ciebie nie określa, nie masz żadnych atrybutów na sobie tj. ubrania, które w jakiś sposób oddziałują na to, w jaki sposób postrzegamy siebie wzajemnie.

Jak na przestrzeni lat kształtowała się Wasza relacja ze swoim ciałem i nagością?

A.: W rodzinnym domu nagość nie była tematem tabu. Może nie rozmawiało się o tym bardzo otwarcie, ale nigdy nie czułam skrępowania przed rodzicami. Podobno jak byłam mała tata wyszedł w mojej obecności całkiem nagi z łazienki, a ja nawet tego nie pamiętam. Nikt nie zrobił z tego wydarzenia żadnej wielkiej sprawy. Tańczyłam przez 9 lat swojego życia i myślę, że to też pozwoliło mi na nawiązanie bliższej relacji z ciałem jako takim. Nie jako obiekt seksualny. Ciało jako środek do wyrażania swoich emocji. Dodatkowo, kiedy masz 5 minut na przebranie się i wskoczenie w kostium do innego tańca, nikt nie zwraca uwagi na to, czy widać pośladek czy kawałek piersi. Stało się to bardzo naturalne. Nie można mnie zawstydzić moim ciałem.

Nie dotarłam tu od razu, była to raczej droga. Niejednokrotnie słyszałam na swój temat różne rzeczy, że kościotrup, że kości na ramionach wystają, że mam coś zjeść. Teraz nie robi to na mnie wrażenia.  Myślę, że pozowanie nago też ma w tym swój udział. Taka "kropka nad i" w zaakceptowaniu siebie taką jaką jestem. W zasadzie okazuje się, że bardziej swobodnie czuję się pozując nago niż w ubraniach. Nawet M. ostatnio sam to przyznał, że to jakoś jestem bardziej ja, a nie ubranie czy cokolwiek.

Było jakieś konkretne doświadczenie, które pozwoliło Ci polubić swoje kostki czy przyszło to naturalnie?

A: Raczej nie wydarzenie, tylko moje nastawienie, które na przestrzeni czasu ulegało zmianom. W pewnym momencie zrozumiałam, że to po prostu ja. Z tymi kostkami, szczupłym ciałem, dużymi oczami. I wszystko to razem składa się na moją oryginalność, niepowtarzalność. Polubiłam siebie, nawet wspomniane wyżej kostki! Są moje! Nie oddam nikomu! ;) Poznanie M. pozwoliło mi się w tym bardziej zanurzyć, poczuć jeszcze swobodniej. O czym może świadczyć to, że jak się poznaliśmy, sypiałam zazwyczaj w jakiejś koszulce czy czymś tam innym...

M.: Nazwijmy to brutalnie – „podomce”.

A.: Nieprawda! To nie była żadna podomka. No nic. W czymś tam spałam. A jak poznałam M., który sypia nago, to jakoś tak wyszło, że też zaczęłam spać nago i teraz w zasadzie nie mam nawet pomysłu, żeby spać w czymś.

M.: To jest w sumie ciekawa historia – raz poszedłem spać nie nago i A. zapytała, czy jestem obrażony.

A.: Tak było.

A Ty?

M.: Ja mam w sumie krótką historię. Dla mnie nagość była zawsze jakaś taka super naturalna i nie była żadnym „big deal’em”. Do tego uważam, że mam jakieś takie szczęście i w dorosłość wszedłem z takim statusem, że lubię swoje ciało takim, jakie jest. Wiem, że ono nie jest idealne, modelowe, ale jest super dla mnie, bo daje mi to, czego potrzebuję, bo pomaga, a nie przeszkadza mi w życiu, bo jest po prostu O.K. Więc to ciało było dla mnie zawsze wystarczające i zawsze promowałem - również przez swoje projekty foto - akceptację swojego ciała. Olanie dążenia do tego, żeby było idealne i olanie porównywania się do innych. Myślę, że sporo ludzi ma z tym problem i chce wyglądać jak ktoś inny, a w sumie po co? Oryginalność jest czymś najzajebistszym w człowieku i w jego wyglądzie.

Jedyną cielesną metamorfozą jaką przeszedłem była ta poznawcza. Sesje, które robiłem z kobietami, są dla mnie trochę historią poznawania tego jak inni traktują swoje ciało, ale też historią wyzbywania się  klisz, w których żyłem. Sądziłem choćby, że kobietom pozuje się lepiej w ubraniu niż bez, bo jest to taka strefa komfortu. I pewnie zazwyczaj tak jest, ale miałem kiedyś sesję z dziewczyną, która pozowała przez ¾ czasu w ubraniach i na koniec zaczęliśmy robić zdjęcia topless. Jej oczy zaczęły wtedy świecić, twarz zupełnie się zmieniła, dziewczyna stała się super pewna siebie mimo, że nie miała ciała jakie jest przez świat uważane za idealne. To było dla mnie bardzo otwierające, kiedy zobaczyłem na własne oczy, że dla niej sytuacja bycia rozebraną jest bardziej komfortowa. Dzięki fotografii pozwalam sobie poznać inne podejścia do świata.

A.: A czy ja też mogę zadać Tobie pytanie? Czy ilość sesji aktowych, które wykonałeś wpłynęło na postrzeganie ciała jako ciała, nie seksualizowanie go? 

M.: Myślę, że podczas zdjęć ciało nigdy nie jest dla mnie seksualne. Robienie zdjęć to proces w którym non-stop myślę o tym jak ująć to co widzę przed sobą, tak żeby wyglądało dobrze, niebanalnie, prawidłowo od strony technicznej. Przyglądam się wtedy z ciekawością obserwatora, zupełnie nie uruchamiając w swojej głowie pudełek z kategorią "pożądanie". Z drugiej strony czasem się śmieję, że obrabiając już zdjęcia, pracuje nad jakimś detalem ciała w takim zbliżeniu i tak długo, że nikt - nawet sama bohaterka - nie przyglądała się tyle czasu temu fragmentowi siebie. Czy postrzegam inaczej ciała? Chyba nie, wciąż patrzę z fascynacją i zachwycam się ich pięknem, tylko w odpowiednich okolicznościach.

Co Waszym zdaniem najbardziej determinuje u ludzi podejście do nagości?

M.: Ludzie często myślą schematami, regułami wychowania albo idąc za zasadą: "tak się robiło i taka jest tradycja". Idą za tłumem, bo tak jest bezpieczniej. Nie myślą krytycznie. Jeśli jesteśmy edukowani, że nagość jest czymś "be", czymś z czym trzeba się chować, to większość z nas nie zadaje sobie pytań - dlaczego panuje takie podejście? Czy można inaczej? Godzą się z tym i nie drążą tematu. Czasem boją swojego ciała, opinii innych…

A.: Wstydzą i niestety porównują… 

M.: Mówi się, że to social media promują błędne podejście, pokazując ludzi idealnych, a ja myślę, że to nie platformy czy okładki gazet są winowajcami, a raczej skłonność człowieka do porównywania się. Ona jest logiczna, bo nie chcemy być poza stadem, bo lubimy być akceptowani, to zwiększa poczucie naszej wartości. Ale z drugiej strony jak idziesz za stadem, to stajesz się taki jak wszyscy, nie masz swojego zdania, dążysz do innych, chcesz być taki, jak inni i gonisz za czymś, czego właściwie nie musisz mieć. Bo to jest moje ciało i ono nie będzie takie jak ciało Brad'a Pitt’a. Prawdopodobnie. Chociaż kto wie?

A Twoim zdaniem?

A.: Wiele powiedział już M. Konformizm. Dużą rolę gra też na pewno tradycja, przyzwyczajenie, to, że zostaliśmy tak nauczeni. Tak jest ze wszystkim. Wychodzenie z ram społecznych zazwyczaj wiąże się z oceną, przed którą najczęściej mamy obawy. Aby utrzymać się w "stadzie" często upodabniamy się do tego, co najbardziej powszechne, popularne. Inność zawsze wzbudza emocje, niekoniecznie pozytywne.


Mam takie spostrzeżenie, że im bardziej ktoś się zakrywa, np. jak się przebiera na plaży, to jeszcze bardziej nakręca poczucie wstydu. Skoro musisz się zakryć, to znaczy, że masz się czego wstydzić, obawiać. Wciąż nie rozumiem tego, dlaczego kobiety, które się przebierają w sklepie, zasłaniając się za każdym centymetrem kotary, potem idą na plażę, ubierają skąpe bikini i się nie krępują. Osobiście nie widzę w tym różnicy, czy jesteś w majtkach plażowych czy zwykłych, czy w staniku czy w stroju kąpielowym.

Nas o to nie pytaj.

M.: To są znowu te reguły społeczne. Wszyscy wiedzą, że na plaży możesz…

A.: Tak, a poza nie możesz…

No dobra, konformizm konformizmem, a reguły regułami. Wy wychowaliście się w tym samym kraju z „be” nagością i jakoś wykreowało się u Was inne podejście.

M.: Ja jestem po prostu człowiekiem, który często zadaje sobie pytania: „Po co? Dlaczego?” i próbuję iść pod prąd. Choć nie zawsze. Poszedłem choćby w stronę swoich zainteresowań, tego co było dla mnie ciekawe do fotografowania i przez to wytworzyłem jakąś bańkę ludzi wokół siebie, którzy pewnie utrzymują mnie w tym stanie, że to jest O.K., więc ja też się zachowuję trochę konformistycznie. Mam bańkę, która mnie nie ocenia, ale musiałem ją sobie stworzyć. Bo wcześniej zupełnie nie obracałem się w środowisku dla którego fotografowanie nagości byłoby naturalne.

Czasem spotkam się z kimś spoza tej bańki i dostanę pytaniem: „stary, czy ty ruchasz te dziewczyny na sesji jak one są nago?”. Czy ja bym też chciał, żeby wszystko było takie rozebrane do zera, dosłowne? Nie, bo jednak zakrycie czegoś potęguje ciekawość, może bardziej podniecać przez to, że jest ukryte. Natomiast uważam, że robienie z nagości czegoś wyjątkowego jest nienaturalne, jeśli się nad tym głębiej zastanowić. Ale rozumiem też racje zwolenników tezy, według której nagość to jest coś niezwykle intymnego i chcą się swoim ciałem dzielić jedynie z wybranymi osobami.

A.: To też jest ciekawy wątek, bo dziewczyny, które pozują są często w związkach z ludźmi spoza tej bańki. Jak zaczynałam pozować, też dostawałam takie pytania, oskarżenia typu „jak ja tak mogę się pokazywać innym ludziom?. Przecież to powinno być zarezerwowane dla twojego mężczyzny.” 

M.: No tak, ale myślę, że taka druga osoba nie będąca w tej bańce też nie chce, by inni oceniali ją pod tym względem, że tam jego dziewczyna się rozbiera do zdjęć itd.

A.: A jak myślisz, z której perspektywy jest to trudniejsze? Bycia dziewczyną fotografa, który fotografuje nagie kobiety czy będąc facetem kobiety, która pozuje nago?

M.: Pewnie jedno i drugie jest trudne. Nie ma chyba co porównywać i wartościować. Myślę, że to jest kwestia zaufania, akceptacji i wspierania drugiej strony. I to nie chodzi tylko o nagość.

A.: Zgadzam się. Rozmowa ma też duże znaczenie. Warto mówić o tym jak się czujemy, co niejednokrotnie jest trudniejsze niż pokazanie ciała. Wpuszczenie kogoś do swoich myśli to jest dopiero coś! 

Zauważacie jakiś trend społeczny? Czy przybliżamy się do tej akceptacji nagości czy jednak oddalamy?

A.: Wydaje mi się, że społecznie trochę działamy w tym kierunku, żeby przynajmniej o tym ciele mówić. Jest na pewno trend na naturalność, jeśli chodzi o makeup czy bycie eko. Zdaję sobie sprawę, że ciężko mi się odnieść do tego obiektywnie, bo sama jestem w tej bańce. Moi znajomi się nie rozbierają. Mam przyjaciółkę, która wie, że ja robię takie zdjęcia, pokazuję jej i parę razy napisała wręcz, że ją gdzieś tam ośmielam, inspiruję i może nie ma na tyle odwagi, by ktoś jej zrobił zdjęcia, ale sama próbuje sobie zrobić zdjęcie nago. Super jest obserwować taką przemianę. I w tym miejscu ją bardzo pozdrawiam! :D 

M.: Z tymi zdjęciami to w ogóle jest ciekawe, bo to było kolejne założenie, z którym podchodziłem do swojego projektu – że nikt się nie będzie chciał przede mną rozebrać do zdjęć, a tym bardziej publikować efektów. A im dalej w las, tym się okazało, że właściwie większość kobiet marzy o takiej sesji, tylko albo nie wierzą w siebie, bo ich ciało nie jest doskonałe, albo nie mają doświadczenia i sądzą, że po co mają próbować bawić się w modelkę, albo boją się co powie mąż, rodzina, znajomi etc. Myślę, że tej nagości jest coraz więcej w naszym społeczeństwie. Z tym, że to nie jest taka nagość, o której my tu rozmawiamy, tylko raczej taka nagość seksualna. A im więcej jest czegoś w społeczeństwie, tym bardziej to się przejada, nudzi i wahadło może odbić w drugą stronę. Nie mam jednak takiego poczucia, że to idzie na skalę całego społeczeństwa i ludzie coraz bardziej akceptują np. naturyzm. Ale też jak już o trendach rozmawiamy, to w ostatnim roku zrobiło się zauważalne odejście od biustonoszy. Jest mnóstwo kobiet przed 30tką, które nie noszą staników i myślę, że to efekty takiej małej rewolucji kulturowej, wybijania się kobiet na niezależność, feminizmu.

Ja się zastanawiam czy to nie jest tylko chwilowy krzyk mody.

M.: Oczywiście, może być. 

A.: W dużej mierze pewnie tak. Zwłaszcza, że często chodzą tak młode dziewczyny niesione na fali wyzwolenia kobiet, o którym teraz bardzo dużo się mówi. 

M.: Wydaje mi się, że każde pokolenie ma swój "mindset" i to młodsze ode mnie znacznie bardziej akceptuje inność między ludźmi. Ale czy nagość? Nie wydaje mi się. Nagości jest więcej w przestrzeni publicznej, ale nie wydaje mi się, żeby to jakoś wpływało na myślenie ogółu.

Bo nie jest w tym naturalnym wydźwięku, tylko raczej skomercjalizowanym i seksualnym.

M.: Tak. Coś jak zakazany owoc. A w tym projekcie nie chodzi zupełnie o zakazany owoc, tylko pokazanie nas takimi, jakimi jesteśmy i o pokazanie, że chodzenie nago nie jest czymś niesamowitym. Rozumiem, że nie jest to projekt apelujący: „chodźmy wszyscy nago po ulicach!”, ale pokazujący, że jak ktoś ma ochotę być nago, dobrze się czuje sam ze sobą i to jest dla niego relaksujące, to ma do tego prawo, to jest normalne i zachęcamy, żeby na taką swobodę sobie pozwalać w samotności, ale i w gronie osób, które to akceptują.

A.: Wydaje się, że jest to bardzo indywidualna kwestia i wszystkie osoby uczestniczące powinny wyrazić na to zgodę. Czy to, że ktoś jest naturystą czy pozuje w zakresie aktu w jakimkolwiek stopniu zmienia wartość danej osoby? Zupełnie nie. 

M.: Wydaje mi się, że to nie jest tak, że możesz zmienić zdanie jednej osoby od tak, natomiast może być taki trend społeczny…

A.: To jest proces raczej.

M.:… i taki projekt też przyczynia się do zmian.

A.: I myślę, że zdjęcia Twojego (M.) autorstwa też mogą się przyczyniać do zmiany perspektywy. Są przytulne, delikatne, pokazują taką subtelność i zupełnie inną stronę nagości. Ona nie jest wulgarna czy rozseksualizowana. Kiedyś się spotkałam z dziewczyną, która pozuje tylko w bieliźnie i wywiązała się rozmowa, dlaczego nie nago? „Bo nago, to jest już zbyt wyzywające...” powiedziała. Niestety pozując niejednokrotnie w tej bieliźnie…

M.: …może być często bardziej rozseksualizowana niż będąc nago.

A.: Tak! Tam dopiero bielizna narzuca kontekst erotyczny/seksualny. Ciało samo w sobie nie ma takiego wydźwięku. Ma taki, jaki mu sami nadamy. 

Obydwoje jesteście mocno związani z fotografią. Powiedz, A., jak to się stało, że w ogóle zaczęłaś pozować do aktu, a później Ty, M., jak ten akt pojawił się u Ciebie jako częstszy i nadrzędny kierunek? I czy pamiętacie swoje pierwsze doświadczenia - w byciu nagą przed obiektywem i w fotografowaniu pierwszej nagiej kobiety?

A.: W zasadzie było to dość szybko po tym jak w ogóle zaczęłam swoją przygodę z pozowaniem. Na którymś spotkaniu fotograficznym przyszła do mnie fotografka, która miała doświadczenie w aktach. Zaproponowała mi udział w realizacji swojego pomysłu. Oczywiście był to akt. Znając jej styl, twórczość, zgodziłam się. Czułam się bardzo bezpiecznie pracując z nią. 

I jak przyszło co do czego?

A.: Bardzo miło to wspominam. Było to na "evencie" fotograficznym, na którym było trochę więcej uczestników. Na początku byłam nieco skrępowana, bo w wielu miejscach inne osoby pracowały nad własnymi projektami. Dziewczyny też starały się zapewnić mi maksimum komfortu. Trochę podeszłam do tego jak do zadania. Czułam, że robimy coś fajnego. Nie myliłam się, zdjęcia są sztosem! Po tym wydarzeniu nie od razu poszłam w pozowanie aktowe. Raczej nagość zakryta. To był proces. Przed samym pozowaniem często też sama robiłam zdjęcia siebie, swojego ciała. Była to jakaś forma wyrażenia samej siebie. 

M.: U mnie to było trochę krok po kroku. Na początku w ogóle nie fotografowałem ludzi, później zacząłem. Następnie spróbowałem sensualnych sesji kobiecych, a z czasem zacząłem trafiać na bardziej „odważne” dziewczyny, które same proponowały, żeby zrobić zdjęcia topless czy aktowo i jakoś powoli się w tym rozwijałem. Teraz widząc moje portfolio na pewno łatwiej mi dotrzeć do kobiet zainteresowanych tego typu zdjęciami, bo po prostu wiedzą jaki styl reprezentuje i jaka jest moja estetyka.

Natomiast samo podejście do fotografowania nagości też się powoli rozwijało. Na samym początku było trochę z mojej strony zawstydzenia, bo nie chciałem, żeby ktoś sobie pomyślał, że jestem tylko facetem, który chce sobie obejrzeć gołą babę. Chciałem spotkać osoby, które mogą mnie inspirować, ale i pomóc się fotograficznie rozwinąć. A później tej odwagi przychodziło coraz więcej i to ja uczyłem się oswajać dziewczyny z całą sytuacją, z tym, że mogą czegoś takiego spróbować. Przez swoje doświadczenie i spokój walczyłem o zaufanie i mam nadzieję, że w większości się bohaterkom moich reportaży te zdjęcia podobały i mają pamiątkę na przyszłość. Bo to w sumie częsta motywacja – żeby za te 20 lat zobaczyć jak to ciało wyglądało i przypomnieć sobie na jakim etapie życia się wtedy było.


Światek fotograficzny się też trochę rządzi swoimi prawami i ta występująca w nim nagość jest jednak trochę inna niż ta, występująca niekiedy w przestrzeni publicznej. Jakie są czy były Wasze doświadczenia z tą „publiczną” nagością obcych ludzi np. na saunach, plażach itp. oraz z wystawieniem swojej nagości na widok innych, już nie w przestrzeni i świecie fotografii?

M.: Dla mnie nagość nigdy nie była wielką sensacją, ale też nigdy nie szukałem takich sytuacji, żeby być wśród ludzi, którzy są naturystami czy chodzą nago. Wiadomo, że na basenie czasem się zdarzyło w szatniach czy przebieralniach, ale to nigdy nie była sytuacja, nad którą bym się zastanawiał albo celowo do niej dążył. Natomiast pierwszym i to całkiem niedawnym doświadczeniem była podróż na Bałkany. Jednym z punktów mojej wycieczki była bardzo znana plaża naturystów w Czarnogórze. Stwierdziłem, że ciekawym przeżyciem będzie wizyta na takiej plaży. Była to bardzo popularna plaża, więc wiedziałem, że na pewno ktoś tam będzie. I było to ciekawe doznanie. Specjalnie wcześniej poczytałem jakie są zasady, idea naturyzmu, więc podszedłem do tematu bardziej świadomy. Poszedłem i to było ciekawe przeżycie.

Naprawdę poczułem pewnego rodzaju pozytywne wyzwolenie, wewnętrzny spokój, jedność z naturą i też przyjemnie było być wśród ludzi, którzy mają podobne podejście. Ja mam trochę ten "mindset" naturysty, ale nigdy nie miałem pretekstu życiowego, żeby go ujawnić. A jeśli chodzi o życie codzienne, to wydaje mi się, że przez całe moje dorosłe życie normalnym było dla mnie to, że po domu jak się ma ochotę, to można sobie pochodzić nago i nie ma z tego jakiejś afery. Dawałem też ludziom, którzy żyli ze mną czy obok mnie poczucie, że to jest dla mnie zwyczajne i bardzo akceptowane. Wydaje mi się, że jestem człowiekiem, który daje swobodę i chce, żeby inni czuli się przy mnie swobodnie. Strasznie nie lubię tych momentów pierwszych tygodni poznawania się. Jak najszybciej próbuję wejść w ten tryb zwyczajności i bezpośredniości, bo on powoduje, że ludzie się nie spinają, tylko są ze sobą szczerzy nie tylko słowem, myślami, ale też jakoś tak fizycznie.

A.: Ja w sumie nigdy nie byłam na plaży dla naturystów. Jako nastolatka zdarzało się kąpać w jeziorze "na waleta". Zawsze było to super przeżycie, trochę zakazane i takie wyzwalające. W zasadzie dopiero pozowanie sprawiło, że ta styczność z nagością jest częstsza. I jest zupełnie naturalna. 

M.: Ja mam jeszcze taką ciekawą historię, bo kiedyś sobie wymyśliłem, że przejadę rowerem Polskę dookoła i przejechałem, i dojechałem nad morze któregoś dnia. Miałem takie swoje ukryte marzenie z dzieciństwa, żeby spędzić noc pod namiotem na plaży. Znalazłem w końcu taką, gdzie w ogóle nie było ludzi. Nawet po piasku było widać, że przez kilka godzin nikt tamtędy nie przechodził. Tylko wiatrem ten piaseczek pofalowany. Rozbiłem sobie namiot, wszystko ogarnąłem. Patrzę w lewo, w prawo, zachód słońca - cudownie. Zdjąłem wszystkie ciuchy, poleciałem do morza, wykąpałem się, przepłynąłem parę razy w tę i we w tę, wyszedłem, pusta plaża i zajebiste uczucie takiego połączenia z naturą.

Dlaczego zdecydowaliście się wziąć udział w tym projekcie?

M.: Po pierwsze lubimy razem robić rzeczy pierwszy raz, bo wydaje mi się, że fajnie nam wychodzi wspólne robienie rzeczy, a że ta fotografia trochę nas łączy, to czemu nie? Może z tego wyjść fajna zabawa, efekty i pamiątka – to z jednej strony. A z drugiej, chcę podejrzeć jak Ty pracujesz, bo wydaje mi się, że nasza estetyka w tej niedosłowności, eteryczności i naturalności jest plus minus zbieżna. Stwierdziłem więc, że to będzie ciekawe. Do tej pory miałem sesje z dziewczynami, więc to też jest ciekawe i otwierające. Ostatnią motywacją jest na pewno też to, że znacznie łatwiej mi będzie zrozumieć drugą stronę podczas przyszłych sesji, jeśli choć raz sam postawię się w jej roli.

A.: Pomysł wspólnych zdjęć pojawił się dużo wcześniej. Znaleźć kogoś, kto ma podobną estetykę do naszej, to nie taka prosta sprawa. A dlaczego w tym projekcie? Wydaje mi się, że dla mnie będzie to też kolejny etap otwierania się. Fotografowałam się w duetach z kobietami i mężczyznami, ale to były zdjęcia ubrane. Gdy dostałam od Ciebie propozycję wzięcia udziału, jakoś od razu w mojej głowie pojawiła się chęć, żeby zrobić to wspólnie z M. Nie wiedziałam tylko czy będzie miał na to ochotę. On jest po tej drugiej stronie aparatu. Jak już wszyscy wiemy, chciał! Myślę, że to będzie dla nas super przygoda, nowe doświadczenie i pamiątka. 

I jak było?

A: Minął już jakiś czas od naszego spotkania, a moje wrażenia nie uległy zmianie. Warto tu podkreślić, że podczas całej sesji wszyscy uczestnicy nie mieli na sobie ubrań. Było bardzo naturalnie, swobodnie, momentami zabawnie. Zdecydowanie polecam!

M: Dla mnie natomiast było to ciekawe doświadczenie, które polecam każdemu, kto ma tylko na to ochotę. Genialna pamiątka, ale i niebanalnie spędzony czas.