M.

Czym dla Ciebie jest nagość?

Nagość jest dla mnie odsłonięciem siebie takim, jakim jestem. To nie jest jakiś sztuczny stan, tylko właśnie taki najbardziej naturalny, bez pancerzyka ubrań. Ów pancerzyk chroni przed oceną i niechcianą uwagą innych ludzi, a także przed przyrodą, choćby pod postacią chłodu. Ale gdy czuję się bezpiecznie fizycznie i emocjonalnie, pancerzyk przestaje być potrzebny. Mogę się zrelaksować i po prostu być, bez potrzeby oddzielania się od świata i ukrywania za maską.
Zmieniało się jakoś to Twoje podejście do nagości przez lata?
Bardzo. Jak wielu z nas wychowanych w Polsce, miałem zaszczepione, że nagość jest czymś złym. Gdy tylko były inne osoby w pobliżu, trzeba było być zakrytym. Nie pamiętam, żebym choć raz widział swoich rodziców nago. Wszelkie przebieranie w szatni obowiązkowo w kabinach.
Sporym zaskoczeniem było dla mnie, gdy pojechałem na obóz harcerski i okazało się, że jest wspólny prysznic. Szybko zorientowałem się, że w sumie nie ma w tym nic dziwnego - szybko spłukujemy się z błota zimną wodą i tyle.
I nie sprawiło Ci to żadnych trudności?
No właśnie zdziwiłem się, że nie było w tym dyskomfortu. Padały czasem jakieś żarciki chłopaków, ale wszystko na luzie. I to był pierwszy przebłysk tego, że nagość nie jest taka straszna.

Wcześniej była?

Wtedy nawet na plaży chodziłem w T-shircie, a ściągałem go chwilę przed wejściem do wody. Wstydziłem się swojej klatki piersiowej, nie tylko niezbyt umięśnionej, ale też (w moim mniemaniu) zapadniętej.
Zacząłem ją akceptować ponad dekadę później, gdy usłyszałem od jednej dziewczyny, że podoba jej się moja klatka. Pamiętam, że było mi miło - poczułem kombinację otuchy, pożądania i zaskoczenia. Zrozumiałem też, że gusta są różne - a w sumie nie chodzi o to, by się wszystkim podobać.
Miałeś jeszcze jakieś inne przełomowe momenty?
Liczne! Jeden jak robiłem doktorat pod Barceloną, w Castelldefels. Jest tam piękna, długa i szeroka piaszczysta plaża, na której spora część kobiet opala się topless. Szybko zacząłem traktować to jako element krajobrazu - po prostu tak jest, tak to działa.

Drugi przełomowy moment nastąpił, gdy pojechałem pracować do San Francisco, a szef startupu wziął nas do rosyjskiej sauny, zachwalając ją jako prawdziwą - w tym z "clothing optional", czyli z dozwoloną nagością. Stany mają bardzo duży rozrzut pomiędzy hipisowskim luzem a purytanizmem. Bywa, że jest bardziej konserwatywnie niż w Europie, a nawet niż w Polsce. W niektórych miejscach można wręcz zostać wpisanym do rejestru przestępców seksualnych za to, że gdzieś idziesz nago - za co u nas byłby w porywach mandat.
Ale wracając - lubię nowości i ciekawiło mnie to doświadczenie. Zastanawiałem się, jak będzie - najbardziej bałem się, że dostanę erekcji. A skoro byli tam koledzy z pracy, to obawiałem się, że nie będzie to wstyd na jeden wieczór, tylko przez kolejne dwa miesiące nie spojrzę sponad biurka. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że po prostu czułem się komfortowo i na luzie. No i właśnie tam miałem okazję przeżyć prawdziwy masaż witkami i odkryłem, że to świetne doświadczenie.
A to była dzielona czy koedukacyjna sauna?
Koedukacyjna. Jak się okazało, nie grało roli jakiej płci są inne osoby, ani czy w moim guście. Jeśli mamy nastawienie erotyczne, duży dekolt jest podniecający. A tu była zupełnie inna energia - ludzie chodzą całkiem nadzy i to było naturalne.
I swoje dalsze oswajanie nagości kontynuowałeś w saunach?
Małymi kroczkami. Wybrałem się kilka razy na wieczory beztekstylne w Sante - takie z nagością również poza sauną. Bardzo lubiłem pływać w basenie bez niczego. Wcześniej zdarzało mi się pływać nago w jeziorach czy w morzu, ale zawsze w miejscach gdzie byłem sam i nikt nie patrzył. A teraz nie tylko nie krępowałem się własnej czy cudzej nagości, ale stała się ona przezroczysta. Niezależnie od tego, czy ktoś jest ubrany czy nie, konwersacje wyglądają podobnie. Można poznać nowych ludzi i rozmawiać, tak samo jak na zwykłej domówce, siedząc na kanapie.


Jak rozumiem, to był dopiero początek Twojego życia saunowego?
Zdecydowanie - poprzednie to były raczej sporadyczne wizyty, w temat wkręciłem się znacznie później. W czasie pandemii przeżyłem trudny okres, bo rozstałem się z narzeczoną. Szukałem czegoś, co pozwoliłoby mi połączyć się z ciałem, myślałem o saunie, ale wszystko było zamknięte. Ktoś polecił sauny mobilne, przy których ludzie morsują. Kusiło mnie to od dawna, a teraz była okazja - skorzystałem z okazji, i jeszcze zaciągnąłem przyjaciółkę. I to był jedyny raz morsowania w ubraniu.
Zapisaliśmy się do naturystycznej grupy morsowej, którą mi ktoś polecił. Zastanawiałem się, kto będzie - maniacy zdrowego życia, harpagany czy ekshibicjoniści. Na pierwszym spotkaniu nad mekką warszawskiego morsowania, czyli Jeziorkiem Czerniakowskim, okazało się, że grupa była bardzo zróżnicowana i wiekowo i pod względem podejścia do sportu.
Miejsce było przy ścieżce rekreacyjnej, gdzie rodziny miały swoje weekendowe spacery. O ile byłem gotowy na nagość z innymi morsującymi, to nie wiedziałem, jaka będzie reakcja przechodniów. Gdy się rozebraliśmy i weszliśmy do wody, nie zauważyłem żadnej negatywnej reakcji - nikt się dziwnie nie gapił, nie zasłaniał dzieciom oczu, nie szukał zaczepki ani nie chciał dzwonić na policję. I to było takie „wow”. Nagość była obecna, ale nie była fetyszyzowana. Wydaje mi się, że im bardziej nagość jest zakazanym owocem, tym bardziej wokół niej tworzą się fetysze - w stylu szoku i ekscytacji, że na jakimś zdjęciu widać kawałek sutka aktorki lub internauci dywagują, czy ma bieliznę pod sukienką.
No zwykła atrakcja... No tak. A tutaj? No po prostu ma ciało, jak każdy inny człowiek.
Kiedyś morsowaliśmy na plaży Rusałka po praskiej stronie Wisły. Jedyne bezpieczne zejście do wody, wykuta w lodzie ścieżka, była w miejscu, gdzie jest dużo ludzi, kilka metrów od brzegu. Niektórzy mieli stroje kąpielowe i zdecydowali się je ubrać, inni (w tym ja) - nie. Po prostu się rozebraliśmy i weszliśmy do wody. Znowu pełen luz ze strony osób postronnych. Może świat się zmienia, a może to Warszawa, pod wieloma względami bardzo liberalne miejsce. Może nie jak Berlin, ale od Berlina, to już się chyba nie da bardziej.
Gdy Sauna Parostacja była w marcu na osiedlu domków fińskich z organizacjami oddolnymi na Jazdowie, przy samym Sejmie, ludzie wychodzili z sauny w ręcznikach albo bez, a przechodnie chodzili sobie wokół tego miejsca. Jak się zainteresowali, to tylko po to, by spytać kiedy można przyjść na kolejne wydarzenie.
No teraz to już jesteś konkretnie wkręcony w saunowanie, również od strony organizacyjnej. Opowiesz coś o tym? Kilka lat temu wkręciłem się w prowadzenie seansów i przez trzy lata, niezależnie od pory roku, organizowałem co tydzień wydarzenie saunowe dla znajomych. Jak się na coś zapalę, chcę się dzielić pasją z zapałem neofity. Na początku obawiałem się, że znajomi wezmą mnie za zboczeńca, który zaprasza ludzi, żeby zobaczyć ich nago. Ale to nie była moja intencja i stwierdziłem, że nie będę się cenzurować, tylko mówić, co lubię. Oczywiście nie każdy musi chcieć saunować, ale nie chciałem, by to było tajemnicą.

Jedna znajoma z tańców miała wątpliwości, czy nie jest to pretekst, by zobaczyć ją nago. Ale powiedziałem, że może się ręcznikiem owijać jak chce i czuje - i postanowiła spróbować. Jak przyszła i zobaczyła, że wszyscy się rozbierają i rozmawiają na luzie, dołączyła do nas. Także poza sauną biegała nago i mówiła, że dawno się tak dobrze nie czuła ze swoim ciałem. Zrozumiałem, że nagość to w dużej mierze kwestia kontekstu. Kiedy czujemy się z nią bezpiecznie, inni to odbierają jako coś normalnego. Jeśli my się czujemy dziwnie, to inni też to widzą. I tak, masa znajomych widziała mnie nago i ja ich też widziałem. Stało się to po prostu elementem codzienności. Jest z tego sporo śmiesznych anegdot.

Na przykład?
Najwięcej jak później spotykamy się w innym kontekście i nie poznaję danej osoby. Później słyszę "mogłeś nie poznać, byliśmy inaczej ubrani", na co śmiech - już wiem, że spotkaliśmy się w saunie.
Inna też, że usłyszałem od znajomej, "o, M., jak dawno Cię nie widziałam w ubraniu!" - przy konsternacji osób na festiwalu tanecznym, które mogły nie znać kontekstu.
Wspomniałeś o tym, że najważniejszy przy nagości jest jej kontekst. Udało Ci się zidentyfikować, co sprawia, że ludzie czują się swobodnie i komfortowo? Gdy sam prowadzę wydarzenia saunowe, staram się, żeby panowała tam przyjazna, intymna atmosfera, gdzie ludzie mogą się otworzyć. Otwarcie cielesne - bycie nago - i emocjonalne - dzielenie się sobą bez potrzeby budowania sztucznej wizji - są dla mnie dwiema stronami tej samej monety. Czujemy się na tyle komfortowo, że nie musimy się zakrywać ani dosłownie, ani w przenośni. Obdzieranie kogoś z szat to upokorzenie, ale gdy ktoś czuje się na tyle bezpiecznie, że sam je zdejmuje, to jest to prawdziwe odsłonięcie. Wszystko zależy od tego, czy to wypływa od ciebie, z twojego wnętrza czy jest narzucane z zewnątrz. W takich przestrzeniach jest tak, że poza sauną też panuje wolność - nie ma znaczenia, czy ktoś chce być ubrany czy nie. Każdy może decydować sam za siebie, co jest dla niego lub niej komfortowe.
Właśnie to ja też doceniłem – że nie robi się z tej nagości żadnego „halo”. Że jest dokładnie w tym kontekście, w którym powinna być. Jest normalnie, można czuć się swobodnie, nikt się na nikogo nie gapi. Jest po prostu komfortowo. Tak, to jest bardzo istotne. W saunie nagość powinna być naturalna, ale niestety nie zawsze tak jest. W saunach przy basenach bywa różnie – ludzie oceniają, przyglądają się z ukosa. Kilka razy usłyszałem, że komuś „nie podobają się włochaci panowie po pięćdziesiątce”, zresztą i od kobiet, i od mężczyzn. Wtedy odpowiadam, że tam nikt nie ma ci się podobać, nikt tam nie jest na niczyj pokaz. W takich miejscach spotykają się osoby bardzo różne – młode i stare, o różnej posturze, poziomie wysportowania i owłosienia, z tatuażami i bliznami czy bez. I to jest piękne, że ludzie po prostu są sobą.

Pamiętam, jak jedna 30-latka obawiała się, że jakaś fałdka się jej nie tak układa, coś, czego chyba nikt poza nią nie widział. A tu widzi 70-latkę z biustem do pępka, która ze szczerą radością i naturalnością zachwycała się swoim ciałem. Młoda kobieta była w dzikim szoku. Coś się w niej przełamało, zrozumiała, że nasze ciała nie muszą być przedmiotem oceny według jakichś wygórowanych standardów, a już zwłaszcza własnych. Możemy się nimi po prostu cieszyć.
Nie znam chyba kobiety, która nigdy nie miała poważnych kompleksów dotyczących swojego ciała. Akceptacja to powolny proces - często dopiero po trzydziestce czy czterdziestce czujemy się z nim dobrze. Cieszyłbym się, gdyby ludzie bardziej oswoili swoją nagość. Tak, żeby przyjaciele mogli pójść popływać w jeziorku w swoim towarzystwie - różnorodnych ludzi, nietkniętych fotoszopem. Na pewno wszyscy czuliby się bardziej komfortowo ze swoim ciałem.


Mam anegdotę o jednym znajomym, którego zapraszałem na wydarzenia saunowe, ale odmawiał, bo mówił, że lubi nagość, ale tylko w kontekście erotycznym. Nie chciał być na wydarzeniu pozbawionym kontekstu seksualnego. Aż do czasu moich urodzin, gdzie też była sauna dla chętnych. Na spontanie skorzystał i potem był w podziwie – czuł się zrelaksowany, a nie podniecony. To było dla niego szokiem. Nagle zobaczył, że istnieje świat, w którym nagość może być naturalna i nieseksualna. Podobnie jest z masażami. Ludzie, którzy są do nich przyzwyczajeni, nie kojarzą ich z erotyką. Jedną z częstych obaw mężczyzn jest to, że się podniecą - a to niestety jest widoczne z zewnątrz i może zostać zinterpretowane jako takie czy inne intencje. Ja podkreślam, że erekcja to reakcja fizjologiczna, może być zresztą mimowolna. Nie powinna być przedmiotem wstydu, a już tym bardziej nie - zawstydzania. O erotyczności nie mówi erekcja, ale co z nią robimy. Zresztą, jak jest sauna z morsowaniem, to dodaję, że zawsze można wejść do wody, co błyskawicznie "zminimalizuje problem" - i takie uspokojenie wystarcza.

Co prawda parę razy już o ten temat zahaczyłeś, ale co Twoim zdaniem najmocniej determinuje u ludzi podejście do nagości? Są dwa główne aspekty – kulturowy i personalny. Kultura dostarcza nam wzorców, na podstawie zakazów i nakazów, ale też przykładów, które kształtują nas na zasadzie osmozy. Mówię o podejściu rodziny i rówieśników, obrazach w mediach, zwyczajach panujących w miejscach publicznych takich jak baseny. Nikt nie musi nam mówić, jak się zachowywać, po prostu obserwujemy i naśladujemy. I wiele z tych zasad jest arbitralnych - w naszej kulturze nagi biust to coś na cenzurowanym, a włosy każdy może eksponować jak chcę. W innych kulturach to nie uchodzi, by dorosła kobieta publicznie pokazywała włosy. Personalne podejście zależy od wielu czynników. Przede wszystkim od poczucia bezpieczeństwa, akceptacji swojego ciała i poczucia akceptacji przez innych. Ważne jest, jak komfortowo czujemy się wśród innych osób, czy obawiamy się oceniania lub niestosownych propozycji.
A przy tym całym wrażeniu pozytywnych zmian, że Warszawa taka postępowa, nie uważasz, że zwyczajnie znalazłeś i poruszasz się w takiej bańce? Otaczam się ludźmi o dość liberalnych poglądach, ale wspominałem też o sytuacjach, gdy czułem akceptację ze strony przypadkowych osób. Przechodzili obok, nie przeszkadzając nam ani sobie. Akceptacja polega właśnie na tym, że pozwala się innym żyć po swojemu. Są rzeczy szkodliwe, które słusznie potępiamy. Ale naturalna nagość do nich nie należy. Jakiś obrońca moralności może podnieść larum "A co, jeśli ktoś zobaczy nagie ciało?". No właśnie - i co z tego? To przecież naturalna, ludzka rzecz. Moim zdaniem wypaczeniem jest to, że nastolatkowie poznają nagie ciała głównie z pornografii. Albo to, że reklamowanie materiałów budowlanych półnagą modelką jest akceptowane, podczas gdy karmienie piersią w miejscu publicznym budzi zgorszenie.

Czyli podsumowując, to głównie saunowanie i morsowanie wpływało na to, jak się u Ciebie zmieniało podejście do swojego ciała i nagości? Też, ale nie tylko. Spałem nago już od dawna, jeszcze od czasów liceum czy studiów - bo było mi wygodniej być otulonym samą kołdrą. Bardzo też rozwinął mnie związek z dziewczyną sprzed kilku lat, dzięki której przyzwyczaiłem się do chodzenia nago po domu. Robiła większość czynności domowych w ubraniu najbardziej komfortowym - jej własnej skórze. Śniadanie na pewno, ale i sprzątanie, gotowanie czy pracę przy dokumentach. Nawet gdy mieszkała na pierwszym piętrze i obawiałem się, że ktoś może ją zobaczyć, mówiła, że kto chce, to popatrzy, kto nie, to nie. Jak ktoś wybiera, że patrzy i się oburza - to jest czyjś problem, który chce przerzucić na nas.


Lubię naturalność w wielu aspektach życia, nie tylko w nagości. Chodzenie po drzewach, po lesie, sport, który nie wymaga sprzętu – pływanie, chodzenie. Lubię też, jak ludzie czują się swobodnie, że nie muszą się stroić, małować czy odkrywać ról, a po prostu są. Nic nie udają, na nikim nie chcą wywołać tego czy innego wrażenia.
Przypomina mi się cytat Antoine’a de Saint-Exupéry'ego: „Perfekcję osiąga się nie wtedy, gdy nie można już nic dodać, ale gdy nie można nic odjąć.” W tym sensie nagość to dla mnie perfekcja.


Niestety, istnieje wiele oczekiwań kulturowych, które nakazują zmieniać to, co naturalne - choćby silna presja na kobiety, by się goliły, szczególnie nogi, a obowiązkowo - pachy. Kuriozalne jest, kiedy w filmie o rozbitkach, kobiety, mimo że nie mają co jeść, mają wzorowo wydepilowane pachy. A niby co nienaturalnego jest we włosach? Higieną i zadbaniem jest mycie, a już jakie mamy fryzury tu i ówdzie, to powinna być nasza niczym nieprzymuszona preferencja. Z domyślną opcją naturalności.

Wspomnieliśmy wspólnie już parę razy o tym, jak trudną drogę i wiele przeszkód mają na drodze do oswojenia się z nagością kobiety. Mało się jednak na forum mówi o trudnościach i wymaganiach stawianym na tym polu mężczyznom. Również po tym projekcie wyraźnie widać, jak niewielu mężczyzn decyduje się na samodzielny w nim udział. Jak Ty postrzegasz to od tej męskiej strony? Wymagania dotyczące wyglądu kobiet są dużo większe i wpajane od dziecka. Mężczyzna weźmie prysznic, ogoli się, ubierze w coś, co w miarę leży i to jest uznane za O.K. A przynajmniej obecnie - bo w Oświeceniu pan na salonie miał perukę, nałożony puder i chodził na obcasach. Szerokopojęte standardy piękna są w znacznej mierze wytworem kultury. Z jednej strony w obecnych czasach ciężko - bo już konkurencja jest nie tyle z pięknościami z krwi i kości, ale z ideałem nieosiągalnym bez Photoshopa czy AI. Z drugiej, mamy ruch ciałopozytywności z przekazem, że o własne ciało warto dbać dla nas samych, nie dla pokazu.

Kobiety walczyły i walczą o najbardziej podstawowe prawa obywatelskie, samostanowienia i wolności osobistej - w tym ubioru. To jest szeroki temat, ale nawet w zachodnim świecie prawo państwowe rozróżnia legalny męski sutek od nielegalnego żeńskiego.
Jednak mężczyźni, jako grupa społeczna, przespali tę rewolucję. Nie walczyli, bo nie musieli, a teraz są w tyle. Kobieta może teraz ubrać sukienkę, spódnicę czy spodnie. Dla mężczyzn zostały wyłącznie spodnie. Już będąc przedszkolakiem wydawało mi się to absurdalne i cóż, mi się czasem zdarza chodzić w spódnicy - na festiwalach tanecznych, czy nawet po mieście. Robię to przede wszystkim, bo jest wygodne, ale też, bo mogę - przynajmniej w mojej bańce. Ale takie zmiany społeczne wychodzą od baniek - nikt za nas tego nie zrobi.



Mam bardzo silny pogląd, że oprócz imprez tematycznych z obowiązującym dress code’m, dopuszczalne ubrania czy też poziom ekspozycji ciała nie powinien zależeć od płci. W podejściu do nagiego ciała wzorzec jest ten sam. Mężczyźni mają również swoje kompleksy i obawy, które rzadko są poruszane. Społeczeństwo narzuca im bardzo wąski obraz „idealnego mężczyzny”, który musi być silny, muskularny, zawsze pewny siebie, ze stoickim spokojem. Tak jakby jedynym "prawdziwym mężczyzną" był Spartanin czy Wiking, a nie było w historii mnichów przy poetów. To również wpływa na podejście do nagości. Wydaje mi się, że wielu mężczyzn boi się, że nie spełnia tych standardów i dlatego niechętnie uczestniczą w projektach związanych z nagością. Jest też, moim zdaniem, silnie zinternalizowane przekonanie, że kobiety są piękne, a mężczyźni, cóż, jak to się mówi, "powinni być nieco ładniejsi od diabła".


Problemem tu nie jest tylko tabu nagości mężczyzn, ale (pewnie jeszcze bardziej) tabu samorozwoju i samoakceptacji mężczyzn. Kobiety często zmagają się z kompleksami dotyczącymi swojego ciała, ale przynajmniej są tego świadome i pracują nad tym. Mężczyźni natomiast często traktują swoje ciało czysto użytkowo - ma działać, a jak nie działa, to trzeba je naprawić i iść dalej. Nie odkrywają emocji, bo a nuż coś tam wybuchnie. Takie zamurowanie cielesno-emocjonalne. Na masaże, terapie czy warsztaty rozwojowe zgłasza się dużo więcej kobiet niż mężczyzn. Myślę, że wielu skorzystałoby na takich doświadczeniach. To, że jesteśmy odcięci od ciała nie znaczy, że ono nie istnieje. Wręcz przeciwnie, później pojawiają się problemy zdrowotne spowodowane zaniedbaniem.


Ale z nagością wydaje się, że mężczyźni mają dużo mniej problemu w takim świecie saunowym, na plażach, a jednak w czymś musi leżeć problem. Też z mojej obserwacji wynika, że mężczyźni rzeczywiście często mają mniej problemów z nagością w saunie czy na plaży, zaś zupełnie inaczej wygląda sytuacja z dotykiem. Czasem słyszę od nowych osób, że coś było przełomem. Od kobiet, o czym wspomniałem, to zwykle kwestia nagości. U mężczyzn - dotyku, a już zwłaszcza - dotyku ze strony innego mężczyzny. Pamiętam, jak kiedyś kogoś masowałem i zapytałem, czy ktoś mógłby mi zrobić peeling pleców. Znajomy zgodził się, przy czym z lękiem i niepewnością, i masował jakby kot głaskał papugę. Potem powiedział, że nigdy w życiu nie masował mężczyzny.


Czy jakieś doświadczenia wpłynęły na Twoje podejście do publicznego dzielenia się swoją nagością? Kiedyś widziałem znajomą, która wrzuciła naturystyczne zdjęcie na Facebooka. Takie wesołe, naturalne, bezpieczne, błogie. Pomyślałem, że u kobiety to jakoś bardziej uchodzi i często spotyka się z aprobatą - i za piękno, i za odwagę, w różnych proporcjach. U mężczyzny są dwie możliwości, obie złe – albo będzie uznany za brzydala i „creepa”, albo, jeśli jest atrakcyjny, za narcyza. Ale postanowiłem się tym nie przejmować, nie pielęgnować zinternalizowanych podwójnych standardów. Jeśli my nie będziemy walczyć z ograniczającymi nas normami, nikt tego za nas nie zrobi.
Zainspirowany, wrzuciłem dwa zdjęcie - jedno, na którym leżę na hamaku na zewnątrz a wokół jest śnieg. Drugie zdjęcie było z morsowania, gdzie rękami zasłaniam intymne miejsca. Napisałem post o nagości i spotkało się to z olbrzymią pozytywną reakcją. Ludzie podziwiali, że miałem odwagę to wrzucić. Miałem też jedną reakcję, że ktoś poczuł się dziwnie, ale parę miesięcy później powiedział, że dziękuje, bo coś mu to przeprocesowało. Warto krzewić, że naturalność jest piękna, niezależnie od płci.

Co sprawiło, że sam zdecydowałeś się na udział w Porankach?
O projekcie usłyszałem od N., która była zachwycona tym, jak naturalnie czuła się podczas sesji. Kiedy poczytałem wywiady i obejrzałem zdjęcia, przykuło moją uwagę to, że ludzie na zdjęciach po prostu są sobą. Robią coś, ale nie eksponują ciała celowo, nagość jest częścią naturalności. I dzielą się swoją historią, czasem mocno rezonującą z moim doświadczeniem, czasem - bardzo różną. Jak widać, sam też mam trochę przemyśleń, chciałem się nimi podzielić, też po to, by krzewić naturalność.
No i cóż, to po prostu brzmiało jak ciekawy projekt człowieka z pasją, a takie rzeczy lubię.
I jak było?
Bardzo miło, komfortowo i bezpiecznie. O ile przy scenie budzenia się czułem, że jestem przed obiektywem, to później jakoś się nie przejmowałem. Nie mogę się doczekać aż zobaczę zdjęcia!