A.

Czym dla Ciebie jest nagość?

A.: Niewinnością, taką naturalnością, połączeniem ze sobą, ale i też z całym światem. 

Nagość nigdy nie była dla mnie tematem tabu. Nigdy nie wstydziłam się swojego ciała, znaczy nigdy nie wstydziłam się nagości, bo swojego ciała jak najbardziej, ponieważ też przez wiele lat miałam dużą nadwagę i właśnie to mnie krępowało, nie sama nagość. Im głębiej jestem w kontakcie z moim ciałem, tym ta nagość jest coraz bardziej naturalna, coraz bardziej obrana z seksualnego podtekstu.

 

W ogóle pierwszy raz jak byłam na plaży nudystów i pierwszy raz się wykąpałam w morzu nago, to było dla mnie takie cudowne przeżycie… Bo wiesz, bez tych plastików to było takie wow! I od wtedy ja stwierdziłam, że ja już w ogóle nie chcę się kąpać inaczej, bo to jest połączenie z żywiołem i że to wszędzie masz, jesteś jednością z tą wodą po prostu. Takie uczucie wspaniałe. 

Często nie ma powrotu od tego, nie?

A.: No nie! I wiesz, ja mam problem, że potem muszę daleko jechać na te plaże nudystów albo jak idę na normalną plażę, to się nie kąpię, bo w stroju bez sensu. W ogóle bycie nawet w słońcu nago to też jest magia. Dla mnie to jest cudowne.

Powiedziałaś takie fajne zdanie na początku swojej wypowiedzi, że nigdy się nie wstydziłaś swojej nagości. Jak to się stało? Bo to jest ewenement w jakimś stopniu. Nigdy przenigdy? Wyniosłaś taką swobodę z domu, jeśli chodzi o relację z nagością? 


A.: Ten wstyd czy ta krępacja była zawsze spowodowana nadwagą, a ja miałam od dziecka nadwagę, ale jeżeli chodzi na przykład w domu, to u mnie normalne było, że rodzice chodzą nago, że mnie widzą nago.

 

Okej, no to to jest ewenement.

A.: Aczkolwiek mój brat jest 10 lat młodszy i on, mimo że mamy tych samych rodziców, to on ma zupełnie na odwrót. Ja go nigdy nie widziałam nago. Zawsze się zamykał w łazience. Natomiast z rodzicami jak byłam dzieckiem czy nastolatką, to mieliśmy jedną łazienkę, to normalne było, że ktoś bierze prysznic, a ktoś inny przychodzi się wysikać albo umyć zęby. Więc nie wiem do końca na czym to polega.

Ale twoi rodzice są naturystami albo jeździli już wcześniej w takie miejsca i was zabierali czy tak po prostu to w domu wyglądało, że to była taka naturalna relacja i podejście? 


A.: Tak było w domu. 

 

Pytam, bo wiem, że czasem znam takie opowieści, czy nawet od rodzin naturystycznych, których u potomstwa to był pewien rodzaj buntu. To, że rodzice cały czas latali na golasa, to było takie, że oni się jednak od tego odwracali. Ale to nie twój przypadek w takim razie. 


A.: Nie, rodzice nie byli naturystami, to nie było aż takie powszechne. Dopiero 7-8 lat temu pierwszy raz na plażę dla naturystów poszłam. Więc raczej w ten sposób to wyglądało. 

 

Jak się zmieniała przez lata Twoja relacja z nagością i z Twoim ciałem? 


A.: Przede wszystkim mając dużą nadwagę bardzo nie akceptowałam swojego ciała. I to się zaczęło zmieniać w sumie dopiero w momencie jak zaczęłam chudnąć, bo pojechałam do Anglii w wieku 26 lat i pierwszy raz w życiu zaczęłam tam pracować fizycznie, więc od razu waga zleciała w 3 miesiące. Oprócz tego też bardzo dużo wysiłku fizycznego miałam, bo jeździłam na rowerze przez godzinę do pracy tam i z powrotem, więc to bardzo dużo dało. I będąc tam w ogóle zaczęłam mieć kontakt z ciałem, bo zaczęłam nim pracować. Pracowałam na kuchni, więc cały czas rękami. Przedtem byłam kierowniczką produkcji w telewizji, więc tylko i wyłącznie siedziałam na kompie, na telefonie albo dupę woziłam na plany.  Tylko w biurze siedzenie na tyłku i głową pracowanie. I nagle, jak zaczęłam pracować ciałem, to też głowa mi się zaczęła otwierać, wietrzyć przede wszystkim, bo nie miałam jej obciążonej, więc zupełnie mi się zmieniło. I wtedy w sumie zaczęłam taką moją przygodę z rozwojem osobistym. I tak to się zaczęło.

 

Później przyszły medytacje aktywne według Osho, czyli znowu praca z ciałem, dużo tańca intuicyjnego... Ale powiem Ci, że mimo to, to cały czas miałam bardzo dużo takich autodestrukcyjnych schematów, mimo już lat rozwoju i cały czas byłam do zewnątrz dla wszystkich, żeby osiągać jakieś cele. Medytowałam, żeby być lepszym człowiekiem, żeby się uspokoić, żeby być bardziej znośną, bardziej efektywną itd. I dwa lata temu przywaliłam już głową w mur tak mocno, że wszystko mi się rozsypało i dopiero wtedy zaczęłam się zajmować sobą. I tak powstała SAMOCZUŁOŚĆ, czyli mój projekt taki, wiesz, ukochiwania ciała, przyjmowania siebie, uczenie się delikatności i czułości wobec samej siebie. Ja gdzieś tam po drodze jeszcze wcześniej, żeby sobie poradzić ze sobą, zrobiłam sobie kurs masażu piersi dla kobiet i automasażu, ale w sumie ja tego nie robiłam. Zrobiłam ten kurs itd., ale nie praktykowałam. Dopiero w momencie takiego crash'u moja nauczycielka robiła online takie 21 dni z praktyką automasażu. Ja się tego złapałam i zaczęłam to robić.

Później sama też, po tych 21 dniach po prostu kontynuowałam jako codzienną praktykę uhonorowania swojego ciała, swojej kobiecości. No i tak robię do dzisiaj. Trochę też zmodyfikowałam to, bo to też się gdzieś tam zmienia, ta moja praktyka, ale cały czas jest ten automasaż i też zaczęłam się tym dzielić. Dużo kobiet jest takich jak ja byłam kiedyś, że są cały czas dla innych, są takimi pomagaczkami, że wszystko do zewnątrz, każda czyjaś opinia jest brana do siebie. W partnerstwie mój nastrój był zawsze zależny od tej drugiej osoby czy nawet w pracy od szefa. Więc gdzieś tutaj zaczęłam siebie szukać - gdzie ja jestem w tym, jakie są moje prawdziwe potrzeby i jak stawiać granice.

Jak się remont chce zrobić, to trzeba najpierw zburzyć to i poukładać na nowo w lepszy sposób. Przed tym remontem miałaś na co dzień dla siebie przestrzeń na nagość? Czy właśnie przez to, że ta nadwaga była jakimś wstydliwym aspektem, to raczej tego unikałeś? 


A.: Nigdy nie było to taką codziennością, ale jak to się zdarzyło, albo jak, nie wiem, gdzieś się przebierałam, czy coś, no to nigdy nie czułam krępacji.

 

Myślisz, że to jest zasługa właśnie tego, w jaki sposób to wyglądało w domu, czy jakieś inne jeszcze czynniki wpłynęły na to twoje takie naturalne, powiedziałbym nawet, że całkiem zdrowe podejście do tej kwestii?


A.: Myślę, że to z domu, gdzieś z tego wzorca, mimo że po drodze później, no nie miałam okazji tego przez dłuższy czas eksplorować, to było to dla mnie takie naturalne. Ja zawsze też miałam taką naturę buntowniczą, że jak czułam, że coś jest nie tak z tym, co nam na zewnątrz mówią w stosunku do tego, co jest prawdą. Gdzieś tam czułam, że ta prawda jest inna, że nie zawsze ta nagość wiąże się z tym aspektem seksualnym, mimo że bardzo często tak jest to kojarzone. I powiem ci jeszcze taką rzecz a propos tego mojego projektu „SAMOCZUŁOŚĆ”. Jak chciałam wyjść z nim, to szukałam nazwy i mi przyszło „samoczułość. I się spotkałam z takimi komentarzami „a co to za samoczułość? Bo mnie się to kojarzy z masturbacją.” Takie jednoznaczne od razu myślenie. Jak w stosunku do nagości ta seksualność, tak ta samoczułość, to jest na pewno masturbacja, albo samogwałt. Albo dostałam takie pytanie od znajomego z Facebooka: „czy ty teraz jesteś mistrzynią w osiąganiu orgazmu w związku z tym? Ty uczysz tego?” I to są takie skojarzenia. Nawet dostałam takie wprost, że „weź Ty zmień tę nazwę, bo to się kojarzy”. Ja stwierdziłam, że nie zmienię tej nazwy. Ja jestem tu po to, żeby zmienić to ludzkie podejście do tego. 

 

A nie nazwę. To jest właśnie to, co mówisz, że ta konotacja bardzo często jest wręcz krzywdząca, zwłaszcza w stosunku do nagości, która tak jak na samym początku powiedziałaś, że jest niewinnością. Jest tą niewinnością, ale niestety dla większości ludzi głównie za czasów dzieciństwa, kiedy jako dziecko w ogóle nie konotujemy tego w ten sposób, bo nie mamy tego w ogóle zaszytego w głowie, a później jakimś cudem zapominamy o tym, że możemy się tą nagością nadal cieszyć jak dziecko, a nie już tylko jak dorosły i ona musi mieć kontekst erotyczny czy seksualny, bo inaczej nie może istnieć. 


A.: Ale zobacz, to jest coś takiego, że w tej niewinności jest to połączenie, to co też powiedziałam na początku, że to jest połączenie ze światem, że jesteś jednością ze światem, a tutaj jest to oddzielenie, jest ten grzech. To co robi nam Kościół w trakcie chrztu, to jest „implementowanie tego grzechu”, tego poczucia winy i tego wstydu. I to jest ten moment wygnania z raju. Bo z wygnaniem z raju zaczęliśmy się wstydzić i mieć poczucie winy. I strach przed karą. Te trzy rzeczy. Przy chrzcie się dzieje coś takiego, że oni mówią, że dziecko ma grzech i my teraz obmywamy ten grzech. Pokrótce tak jest, nie? Nie wiem czy kiedyś czegoś takiego w życiu doświadczyłeś, że coś zrobiłeś i ktoś ci później powiedział, że to było na przykład niezgodne z prawem, albo że tak się nie robi i dopiero w tym momencie zacząłeś mieć poczucie winy i strach przed karą. Czyli do momentu, jak ci tego nikt nie powiedział, to było wszystko O.K. I właśnie to robi Kościół. A tak naprawdę dziecko rodzi się niewinne, a oni wmawiają, że jest dokładnie na odwrót, implementując tym samym ten grzech. 

 

No, tylko wydaje mi się, że osoby nieochrzczone mogą mieć taki sam problem z nagością, jak ochrzczone, bo to nie do końca wyłącznie od tego zależy. Wspomnieliśmy już o rodzinie podczas dorastania, dojrzewania, o kulturze, religii. Myślisz, że jeszcze są jakieś inne aspekty, które determinują u ludzi podejście do nagości?


A.: To, co powiedziałeś - kontekst kulturowy, w którym jesteśmy. To jest zupa, w której pływamy. I niezależnie od tego, czy jesteśmy ochrzczeni, czy nie, jesteśmy w tym jednym spójnym polu świadomości. W jakimś kontekście, w jakiejś umowie społecznej, tak? Bo zobacz, jakieś tam ludy gdzieś w pizdu, oni latają nago i jest wszystko okej. To jest u nich normalne i oni nie mają tej naleciałości. Bo mają też, przypuszczam, wiedzę o tym, że ta nagość to połączenie i mają przez to też lepszy kontakt z naturą, czyli inaczej też postrzegają tę rzeczywistość, inaczej funkcjonują, na zasadzie kooperacji. Skąd oni np. wiedzą, że nie będzie padać, albo skąd kwiatek wie, że ma zakwitnąć i że będzie fajnie, a nie będzie mrozu? Właśnie z tego połączenia. On nie patrzy na pogodę, on to wie. O to połączenie z prawdziwą wiedzą chodzi. Z tą wiedzą z ziemi, z żywiołów. 

 

Jak u Ciebie się pojawiło to połączenie, skąd przyszła ta droga, ten rozwój w kierunku samoczułości i jak się w ogóle znalazłaś na tej plaży golasów i jakim to było dla ciebie doświadczeniem?


A.: To było w Grecji. Pojechałam do Grecji do ośrodka medytacyjnego i tam wszyscy z tego ośrodka jeździli na tę plażę. Poza tym, to był taki ośrodek, gdzie na przykład toalety były wspólne, one w ogóle były tak na wpół na zewnątrz i to było cudowne, bo na przykład było tak podzielone, tu jest prysznic, tu jest prysznic, jeden koło drugiego i jest toaleta i one wszystkie tak tylko do poziomu głowy miały ściany, nie były całkiem oddzielone, więc tam, powiem Ci, duży miałam przeskok nie tyle nagości, ile na przykład, nie wiem, skorzystania z toalety, gdzie ja jestem w tej toalecie,a ktoś obok bierze prysznic, a ktoś obok myje zęby i wszystko słyszy, więc dla mnie bardziej to było jakieś takie krępujące niż ta nagość cały czas. Więc to gdzieś tam było takie naturalne zawsze. Zresztą dla mnie to było super, że wow, że możemy tu razem wszyscy być i jest O.K. Jeden bierze prysznic, drugi myje zęby, a trzeci robi kupę i to jest też O.K.

 

Wspominasz jakieś emocje, które ci towarzyszyły tej pierwszej wizycie na plaży? Albo może były jakieś inne momenty, prócz tego, co teraz wspomniałaś oczywiście, w których na przykład pierwszy raz musiałaś tę swoją nagość podzielić z czyjąś nagością w otoczeniu niezwiązanym z seksualnością? Pamiętasz jakie towarzyszyły temu emocje? Pamiętasz jakieś takie sytuacje? 


A.: Parę razy byłam w saunie przedtem, ale ani to nie było krępujące siedzieć nago, ani że ktoś inny jest tam też nago. Ja mam zawsze takie poczucie naturalności, że to jest tak, jak ma być. I wiesz, na tej plaży to było dla mnie takie bardzo wzruszające. Widzieć tych ludzi, takich normalnych, wiesz o co chodzi? Że oni tam po prostu byli sobą, był każdy, były i starsze panie i byli mężczyźni w różnym wieku, różnej postury i to było dla mnie też takie piękne tego doświadczyć. 


Jest też w tym jakaś wspólnota przynajmniej dla mnie, nie wiem czy ty też masz takie odczucie, że ludzie się zbliżają w tej nagości do siebie. 


A.: Tak, bo jesteśmy wtedy bezbronni. 

 

Zgadzam się, ale zauważ, że ta nagość jest też bardzo fascynująca pod tym względem, że potrafi mieć kilka twarzy. Bywa używana jako forma sprzeciwu czy protestu. I to nie jest wtedy forma uległości. To jest siła. Albo ta, która jest w sztuce, na obrazach, w rzeźbach. To nie jest uległość, to nie jest ta bezbronność. Kiedy jest się obnażonym wbrew woli, to wtedy to jest bezbronność, ale jeżeli obnażasz się i to jest twoja decyzja i np. jesteś jeszcze wśród osób, które też nie mają na sobie ubrań, to wręcz wtedy może pojawiać się poczucie bezpieczeństwa, a nie bezbronności. Bo jest w tym wówczas jakaś wspólnota. Prędzej się poczujesz bezpiecznie nago wśród nagich osób, niż wśród ubranych. O ten dualizm nagości mi chodzi. 


A.: Rzeczywiście jest tak, że w momencie, kiedy ktoś jest ubrany, a ja jestem naga, to bardziej się krępuję. Tutaj mi chodzi o tę niewinność, o taką nagą prawdę, że człowiek jest pozbawiony tego wszystkiego, co go teoretycznie określa. W tym projekcie jest ta kwintesencja, że człowiek jest pozbawiony kontekstu, człowiek jest nagi, taki, jakim jest, jak go Pan Bóg stworzył. Nie jest wykreowany. Bo od dziecka jest tak, że mamy być jacyś, a jak jesteśmy nadzy, jesteśmy swoi. 

 

No bo samo ubranie to taki konstrukt społeczny. Pomijając to, że od kiedy się pojawiło, to tę nagość można też było zacząć komercjalizować i sprzedawać.  


To też jest spoko, że to ubranie potrafi być opcją na kreację, bo każdy też pewnie nieraz ma to doświadczenie, w którym ma ciuchy, w których czuje się bardzo dobrze. I to nie jest minus bynajmniej. To jest też bardzo ważna rola ubrania, bo i jest ochronna na przykład - to jest jedna kwestia, ale i właśnie w tym społeczeństwie, w którym żyjemy, narzuca też jakąś pozycję – choćby togi sędziów. Dobrze, że jest miejsce na jedno i drugie, tylko szkoda, że w tak nierównych proporcjach i że to drugie przeważnie łączone jest z seksualnością. Fajne jest to, że można się jakoś ubrać i dobrze przez to poczuć, ale jeszcze fajniej by było pokazać i uświadomić większej ilości ludzi, że fajnie jest też się rozebrać i pokazać się prawdziwym i właśnie bez tych warstw. I też poczuć to, co daje to uwolnienie, to zrzucenie tej całej zbroi którą przywdziewamy na co dzień.


A.: No właśnie, więc też kwestia tego czy bez ubrania ja w ogóle istnieję. Bo niektórzy jakby właśnie nie istnieli bez ubrania, bo tylko ono określa ich poczucie siebie. Zauważ, że jest to tak głęboko zaszyte w kulturze, że wystarczy się ubrać jakoś konkretnie, żeby być wiarygodnym. Taki trik sprzedawcy – ubrać się w określony pod odbiorcę sposób, żeby mieć większą sprzedaż. Szybciej kupisz jakieś np. ubezpieczenia od faceta w garniaku, niż w dresie. Jak ja np. zaczęłam chodzić boso, to ludzie na mnie dziwnie patrzyli, bo to im się kojarzy z ubóstwem. Więc to się sprowadza do tego na ile ja mogę być sobą w sobie. Mam wrażenie, że to jest adekwatne do poczucia własnej wartości. Że bez niej, będę bardziej wstydzić się być nago, bać się tego. Bo ktoś się np. dobrze czuje w garsonce czy w czymś. Wtedy wie, że jest sobą, panią prezes czy kimś. 

 

Albo te ubrania ukrywają elementy, których się wstydzimy. Modelująca bielizna itd. Nie jesteśmy pogodzeni z tym, jak to nasze ciało wygląda, bo może właśnie nie daliśmy mu przestrzeni na to albo jeszcze się nie zaakceptowaliśmy. 


A.: Tak, co nie oznacza, że nie można tego używać. Na przykład dobrze skrojonych ubrań, żeby uwydatnić jakieś aspekty, które mi się podobają, na przykład duże piersi. Albo na przykład szeroka tunika, żeby zatuszować to, że mam duży brzuch, na przykład, nie?

Na pewno też to czujesz, że inaczej się czujesz, jak jesteś w dresie, a inaczej jak jesteś elegancko ubrany. Od razu jesteś bardziej wyprostowany w garniaku, czy tak jak ja, nie wiem, w butach na obcasie, to też od razu inna jest pozycja ciała. 


No, ale ostatecznie jak i tak wracam po całym ciężkim dniu w tych eleganckich ubraniach z pracy, to błogosławieństwem jest dla mnie to, że mogę w domu to wszystko z siebie zrzucić i dać ciału oddychać. 

 

Zauważasz może u ludzi wokół siebie jakieś zmiany w relacji do nagości? Postępy, stagnację lub uwstecznienie? 


A.: Wiesz co, nie na podstawie samej nagości, ale takiego rozwoju świadomości w ogóle. Ja teraz jestem w ogóle w takiej bańce, gdzie większość znajomych widzę, że po COVID-zie albo weszło w lęk albo w odwagę, albo właśnie w eksplorację siebie i dostosowywanie się do zmian. Albo wchodzą w strach, w te stare schematy, w coraz większą autodestrukcję. To widzę. Taką coraz większą po prostu polaryzację.

 

A nagość i strefa seksualna… dużo jest pracy tam, żeby w ogóle to rozdzielić. Zająć się seksualnością pod kątem tego, co to jest tak naprawdę, bo my nie wiemy, a tam tkwi nasza największa moc - moc kreacji, która niestety przykryta jest tabu, przez co jest wiele wypaczeń i dysfunkcji, bo ta energia potrzebuje ujścia, a jak jest represjonowana lub kierowana nie tam, gdzie trzeba (jak choćby porno), ważne jest też oddzielić to od nagości. Bo im bardziej jesteś w kontakcie ze swoim ciałem, tym łatwiej ci przychodzi świadomość pewnych rzeczy. 

Co cię zmotywowało do wzięcia udziału w porankach? 


A.: No na pewno szczytny cel. Takiego oddemonizowania tej nagości. To jest też spójne z tym, co ja robię. Że chodzi o przyjęcie siebie takim, jakim się jest. I o pokazanie siebie też takim, jakim się jest. Bez tych masek, bez tych etykietek. I właśnie w takim pięknie, takiej rzeczywistości, takiej naturalności.

Też bardzo mi się podobały te Twoje zdjęcia, które widziałam. Takie normalne. To jest cudowne. Tam nie ma seksu. To jest takie wspaniałe bycie ponad tym czy tam poza tym. One nie mają podtekstu po prostu te zdjęcia i to jest piękne, właśnie pokazywanie innej odsłony nagości, jej piękna, naturalności, autentyczności i niewinności…

I jak było?


A.: Bardzo naturalnie, praktycznie jakby Ciebie ze mną tu nie było. Potrafisz się zlać z tłem (hahaha). Choć muszę przyznać, że zanim się spotkaliśmy na żywo miałam lekki stres jak to będzie. Inaczej jest jednak jak się jest jakoś anonimowo na plaży czy na saunie, a tutaj to jednak zdjęcia są robione… Jestem “obserwowana”, jednak moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne. Bardzo swobodnie się z Tobą czułam. Dziękuję Ci bardzo za to niezwykłe doświadczenie. Czekam na efekty i życzę Ci wszystkiego dobrego! Do zobaczenia!