D.

Byłaś pierwszą oficjalną uczestniczką poranków. Pamiętasz co te ponad dwa lata temu skłoniło Cię do wzięcia udziału w tej inicjatywie?

Ciekawy pomysł. Wydaje mi się, że wtedy nie było to jeszcze aż tak popularne, nagłaśniane, że ludzie lubią chodzić na golasa lub po prostu lubią swoją nagość. Przynajmniej w moich kręgach artystycznych. Trzeba było jakby się tłumaczyć, dlaczego się rozbiera, szukać konkretnego powodu. Takie sprowadzanie nagości wyłącznie do tego, że jest formą, a nie czymś, co się zwyczajnie lubi. Spodobało mi się, że ten projekt chce właśnie to pokazać. Jest sposobem, by po prostu powiedzieć: „Tak, lubię chodzić nago. Bez tłumaczenia się. Przyznaję się do tego. Mówię o tym i chcę to pokazać.”



Wcześniej miałaś głównie sesje kreacyjne?

Tak. Ta nagość musiała być formą sztuki i niczego więcej, a nie po prostu mną. Choć dysponowałeś tylko zdjęciami swojego poranka i miałam być pierwszą osobą z zewnątrz, wydało mi się to po prostu ciekawe. Podobał mi się pomysł, podeszłam do niego z zaufaniem i stwierdziłam, że spróbuję.


I pamiętasz jakie miałaś odczucia po pierwszym występie w porankach?

Dla mnie ogólnie nagość jest naturalna, bo ja jeszcze zanim zaczęłam pozować, to lubiłam chodzić na golasa. Jak wcześniej mieszkałam z partnerem, to ja go przyzwyczaiłam do tej nagości. Jak w poprzednim mieszkaniu miałam współlokatorki, to już po korytarzu czy kuchni musiałam się ubierać chociażby w szlafrok, ale ogólnie to do tej pory praktycznie cały czas biegam na golasa. Ewentualnie luźny szlafrok zimą. I skarpetki muszą być. Tak więc wtedy na sesji, to już było dla mnie coś zupełnie normalnego. Czułam się spoko, bo to dla mnie naturalne. A teraz to już tym bardziej, jak mieszkam sama.



No i jak Ci w tym nowym miejscu, gdzie nie musisz się już przed nikim okrywać?

Najlepiej! To jest wspaniałe mieszkanie, w którym bardzo dobrze się czuję. Jego właścicielka jest artystką i mamy naprawdę dobry kontakt. Jesteśmy ze sobą bardzo kompatybilne i prywatnie się ze sobą przyjaźnimy. To miejsce jest dla mnie tak swobodne, że pierwszy raz w wynajmowanym mieszkaniu czuję się, jakby to był mój dom i moje miejsce. Plus to, że nie muszę zamykać drzwi od łazienki, mogę swobodnie chodzić nago do kuchni, gotować nago, zostawić syf w zlewie i posprzątać go na kolejny dzień jak mi się będzie chciało. No i mam w końcu moją przestrzeń, w której mogę swobodnie malować bez spiny, że coś ubrudzę, bo z racji tego, że to mieszkanie było pracownią malarską, to wszystko jest już w farbie. No i króliki mają swobodę, swój własny kąt, więc nie gnieciemy się wszyscy razem w jednym pokoju. Jedynie brakuje mi balkonu. Zdarzało mi się w poprzednim mieszkaniu w ciepłe lato wieczorami siedzieć na balkonie na golaska. Niestety teraz go nie ma, ale coś za coś. W końcu mieszkam sama i mam swobodę. 



Stąd pomysł na reedycję?

W sumie nie miało to związku z nowym mieszkaniem, tylko rozmawiałam o porankach z A. i K., których Ci poleciłam i podobała mi się ich ekscytacja, więc pomyślałam sobie, że mogłabym to zrobić jeszcze raz. Z tą nową mną, która jest w zupełnie innym miejscu niż te 2 lata temu. Nagość jest dalej i jest nowa na nią przestrzeń, ale też moja psychika jest w innym miejscu, więc stwierdziłam, że może dopowiem coś więcej. Z perspektywy czasu myślę, że w tym wywiadzie, który był też moim pierwszym, zawarłam trochę za mało rzeczy.



Co zatem się zmieniło w samej Tobie, Twoim otoczeniu czy generalnie w świecie?

Wydaje mi się, że zmieniło mi się trochę towarzystwo, które teraz jest bardziej otwarte, tolerancyjne i swobodne. Takie, które nie ocenia tego, co ktoś lubi, jakie ma preferencje, jakiej jest orientacji lub płci. Obcowanie z różnymi ludźmi daje nam inny kąt widzenia, wpływa na nas. Byłam też w końcu na plaży nudystów, gdzie rozebrałam się przy większej ilości ludzi, ale tym razem nie było to związane ze sztuką, tylko po prostu stylem życia.


No właśnie - za pierwszym razem opowiadałaś, że jeszcze nie miałaś okazji być na takiej plaży. Jak wspominasz to doświadczenie? 

Było dużo ludzi, dla których jest to styl życia. Nagość w sztuce ma się jednak trochę inaczej. Albo jest na siłę seksualizacja i sprzedawanie produktów nagim kobiecym ciałem, nie mające nic wspólnego z wewnętrzną seksualnością kobiet, a tylko przedmiotowym traktowaniem albo jest całkowicie odseksualizowana, czyli nagość = sztuka, a nie styl życia – to, co lubimy, co jest naturalne, swobodne i normalne. W sztuce jest się rzeźbą, a nie człowiekiem. Nagość jest odczłowieczona i odseksualizowana. A na plaży nudystów to był taki styl bycia i tam nikt ci nie mówił jaka ta nagość ma być. Nikt jej ani nie seksualizował ani nie odseksualizowywał. Ona po prostu była jako coś normalnego, niezależnie czy się było samemu, z kimś czy w parze. Była czymś tak zupełnie naturalnym, że w końcu przestało się ją zauważać. Nie było w niej tego zawstydzania, na którym zależy społeczeństwu. Wręcz bardziej nienaturalnym było to, że ktoś był ubrany.



To prawda, że na takiej plaży to bycie ubranym wydaje się „dziwne”. :)

W poprzednim wywiadzie mówiłam też, że na opalanie topless pozwalałam sobie we Francji. W tym roku zrobiłam to w Sopocie. Opalałam się w samych majtkach. Byłam sama, wokół mnie w promieniu 2m nikogo nie było, a dalsze osoby nie zwracały na mnie uwagi.



Brzmi jak postępy!

Tak! Chociaż może po prostu miałam szczęście. W naszym kraju na tradycyjnych plażach jest to jednak ryzykowne, ale stwierdziłam, że walić to. Faceci się opalają z nagimi sutkami, a mi nie wolno tylko dlatego, że mam bardziej rozbudowane gruczoły?


Czyli pierwsze wizyty na nagiej plaży udane. Jeszcze jakieś nowe doświadczenia?

Byłam w klubie dla swingersów, co również było ciekawe, bo w sumie tam też nagość nie ma dużego znaczenia, ale jest oczywiście w konkretnym kontekście. Ale to też nie jest tak, że tam ludzie cały czas chodzą rozebrani. Są wieczory tematyczne, np. plażowe czy piżamowe, więc nie jest tak, że się na wstępie rozbierają. Oczywiście jeśli są nadzy, bo sobie tak lubią, to nikt im nie zwróci na to uwagi, ale nie jest to obowiązkowe. Z tym, że jak się idzie w takie miejsce, to trzeba się tego spodziewać. Ale są też pokoje, gdzie można mieć prywatność. Są też osoby, które można podglądać. To też jest dla mnie ciekawe w kontekście nagości i swobody. 


Od czasu poprzedniego występu w porankach chyba jeszcze bardziej wyzbyłam się kompleksów, które miałam. Przestałam w ogóle zwracać uwagę na to, jak wyglądam. Dalej lubię się malować i eksperymentować, ale nie patrzę na to czy np. mój nos jest odpowiedni albo jak wyglądają moje policzki, czoło, usta. Nie patrzę na siebie pod względem standardów atrakcyjności. Stało się to dla mnie niewidzialne. Przestałam o tym myśleć. Widzę jak wyglądam, lubię swój wygląd i lubię z nim eksperymentować, ale nie przejmuję się tym, czy mam atrakcyjną twarz. Po prostu mam twarz. Czasem robię  z niej płótno i maluję się w różny ekspresywny sposób. Noszę coś, co mi się podoba i w czym czuję sobą, a nie coś, co ma dodać mi +5 do atrakcyjności i w czym będę się komuś podobać. Nie obchodzi mnie czy będę się komuś podobać. 



Nauczyłam się też przez ten czas stawiać granice. Wcześniej wydawało mi się, że wiem, gdzie one są, ale tak naprawdę nauczyłam się ich w momencie, gdy ktoś je mocno przekroczył i sobie to uświadomiłam. One w sumie w ogóle nie są związane z nagością. Nie tak, jak chyba u większości ludzi, dla których nagość jest tą granicą intymności. Dla mnie intymność ma zupełnie inne granice. Przez ten czas jeszcze bardziej nauczyłam się je stawiać.



W historii opalania topless w Sopocie zauważyliśmy postępy, ale wiem też, że od naszego pierwszego poranka zdążyłaś stracić już trzy konta na Instagramie. Postępy w prawdziwym świecie, ale nie tym on-line?

Mam wrażenie, że teraz zgłaszanie kont i zdjęć stały się formą hejtu. Szczególnie jeśli jest ktoś, kto cię nie lubi, zaczyna nagminnie zgłaszać wszelkie publikowane treści, w których jest choć odrobina nagości. Mimo, że na innych kontach jest jej o wiele więcej, to na moim według tej osoby nie ma prawa bytu. Musiałam przez to przerzucić się na inne portale typu Twitter, Patreon czy OnlyFans, gdzie mam tę swobodę publikowania aktów. Mam też tradycyjne portfolio, w którym jest parę zdjęć bez cenzury i z tymi miejscami „niestety” ten ktoś nic nie ugra. Ale tak jak mówię – stało się to formą nie pruderyjności, tylko nękania, wykluczenia kogoś ze strefy publicznej, rozładowywaniu swoich niewygodnych emocji, z którymi sobie nie radzi, agresji czy po prostu wendety.



To nawet nie jest już związane z nagością. To jest jej wykorzystywanie. Bo komentarzy w stylu „po co się rozbieram”, „próbuję zwrócić na siebie uwagę” itp. jest akurat coraz mniej, a za to coraz więcej tych pozytywnych, że dzięki mnie ktoś zaczął mieć normalną relację ze swoim ciałem, bardziej je akceptując, to, jak wygląda, przestał się go wstydzić przed sobą czy nawet myśli o zdjęciach i zgłasza się z tą chęcią do mnie. Aczkolwiek na to mam jeszcze za mały warsztat.


Była co prawda też „afera” o moje włosy na cipce, widoczne w prześwicie bielizny w sesji dla Grubą nicią szyte. Ludzie mieli duży zgrzyt, że mamy modelkę, która figurą jest w kanonie, ale nie jest wydepilowana, co jest tego kanonu cechą. Pojawiły się komentarze, że to obleśne, że powinnam się przed sesją wydepilować, ale też „w rewanżu” dużo osób zabrało w tym momencie głos, że to już jest normalne i mało kto zwraca uwagę na to, czy ktoś się depiluje czy nie. Ta sytuacja pokazała, że większość komentarzy było pozytywnych, traktujących to, co naturalne w fajny sposób. Wiele osób pozytywnie odbierało fakt, że w końcu dochodzimy do tego, że naturalność też jest spoko. Bo ważne jest to, by każdy miał wybór, który nie będzie spotykał się z komentarzami. Tak więc ogólnie odnoszę wrażenie, że przez ten czas nastąpił postęp.


Wspomniałaś o chęci robienia zdjęć. Wiem, że miałaś już okazję stanąć po drugiej stronie obiektywu i fotografować czyjąś nagość. Jakie to było dla Ciebie doświadczenie?

Tak. I w sumie na własnej skórze doświadczyłam dokładnie tego, co zazwyczaj mówią osoby fotografujące, a w co często wielu ludziom trudno uwierzyć. Mianowicie skupiałam się całkowicie na zdjęciu. Nie było żadnej „chemii” między mną a osobą pozującą. Miałam aparat, widziałam osobę, światło, kadr i próbowałam to wszystko ze sobą połączyć tak, by wyszło z tego coś fajnego. Byłam wtedy w procesie twórczym i nie miałam ani czasu, ani emocji, ani nawet przestrzeni na to, by się skupiać na czyjejś nagości. Jakbym miała się jeszcze skupiać na ciele, to pozostałe rzeczy by się zupełnie rozmyły, więc zauważyłam, że w ogóle na to nie patrzę. Nawet jeśli modelka jest ładna, to nie skupiam się na tej atrakcyjności, tylko na tym, jak to dobrze pokazać.


Ja, kiedy sama pozuję, to – wiadomo – czuję, że jestem naga, ale też nie uwodzę obiektywu. Jestem skupiona na tym, by moja mimika była w porządku, mój lepszy profil, żeby ciało się dobrze układało, na ułożeniu dłoni, stóp itd. Na zbyt wielu rzeczach trzeba się skupić i po jednej i po drugiej stronie obiektywu, by było jeszcze miejsce na cokolwiek innego.


Podobała ci się ta nowa rola? Czujesz jakieś większe połączenie z aktem?

Tak, bardzo mi się podobała. Akt jest dla mnie łatwiejszy. Nie wiem, czy dlatego, że dla mnie nagość jest naturalna. Ubrania muszą się jakoś ułożyć i coś w sobie mieć. A kiedy fotografuję akt, to wszelkie emocje przekazują mimika i ciało. Może być napięte, rozluźnione, jakoś konkretnie ułożone, dając komunikat i to niekoniecznie o seksualności. O radości, przygnębieniu, sile czy jej braku. Lubię robić portrety, w których subtelnie przewija się nagość, na której elementach mogę się skupić. I nie muszą to być tylko piersi czy pośladki, ale np. obojczyki, stopy, ramiona, plecy. To też jest nagość. 


Co według Ciebie ma największy wpływ na to jak postrzegamy nagość?

Na pewno społeczeństwo, nasza kultura, konserwatyzm, pruderyjny katolicyzm, próbujący zawstydzić szczególnie kobiety, przez co nagość staje się elementem manipulacji, władzy nad kimś, szantażu – np. nagie fotki, będące tego elementem, jakby były czymś złym.

W moim przypadku na postrzeganie nagości ma obecnie najmocniejszy wpływ sensoryka. Jest mi wygodniej bez ubrań. Wcześniej na pewno rodzina. U mnie nie było zawstydzania ze względu na nagość. Fundamenty i zasoby jakie wyniosłam z domu pozwoliły mi się obronić przed tym społecznym demonizowaniem nagości. Rodzina i to, co czujemy wewnątrz ma, wydaje mi się, większy wpływ na relację z nagością niż społeczeństwo, tylko musimy mieć siłę i dobry przykład tego, by podążać za tym, co czujemy wewnątrz, a nie za zewnętrznymi naciskami. Nasze podejście zależy od osobistych doświadczeń. Moja perspektywa jest tylko moją i nigdy nie będę wiedziała, co przeżywał i czuł ktoś inny. Ja tylko mogę dać komuś przestrzeń na jego emocje i nie narzucać swoich racji, bo one mogą sprawdzać się tylko w mojej przestrzeni. Nie każdy też musi lubić nagość. Nie uważając jej nawet za coś złego czy niewłaściwego, a zwyczajnie nie mając takiej potrzeby,  bo np. lubi mieć coś na sobie, bo akurat to daje mu komfort. To jest ta przestrzeń, którą powinniśmy sobie nawzajem dawać na własne uczucia i doświadczenia wobec tych samych rzeczy. Bo one nigdy nie będą takie same i dużo indywidualnych rzeczy, które nas budują, będzie mieć na nie wpływ.